Rozdział ten dedukuję Mikorie i Hanie-chan, które komentują to opowiadanie niemal od początku i dają mi motywację do dalszego pisania. Dedykuję go również nowym czytelnikom: Aoi i Sorze Tsubaki, a także Soyeon, która nie dawała mi spokoju i cały czas wspierała podczas pisania.
Dziękuję Wam bardzo! :)
Już od jakiegoś czasu dwóch shinobi
w barwach Akatsuki wędrowało w stronę Kraju Ziemi. Nie odzywali
się do siebie. Mężczyzna, o zielonych niczym dojrzała trawa
włosach, szedł parę kroków za Jashinistą. Wpatrywał się
intensywnie w jego plecy, lecz gdy tylko tamten odwrócił się, by
zobaczyć, czy jego partner wciąż żyje, choć liczył na to, że nie, udawał, że spogląda w
zupełnie innym kierunku. Hidan nie miał więc o niczym pojęcia. Za
to Shirai kontynuował swoje obserwacje, jak gdyby usilnie chciał
dowiedzieć się czegoś o swoim towarzyszu, by rozwiać swoje
wątpliwości lub próbował wymyślić, jak pozbyć się go,
zważając na to, że był nieśmiertelny.
Dziękuję Wam bardzo! :)
***
Po dwunastu godzinach podróży
spędzonej w okropnych warunkach i w zupełnej ciszy, Hidan czuł, że to jego limit. Był
zmęczony, bo upalny i duszny dzień zrobił swoje. Jednak mimo że
wciąż odczuwał "lekką" niechęć do Shiraia, nie potrafił
wytrzymać ani minuty dłużej bez odzywania się.
Znajdowali się właśnie na
niewielkiej polanie pośród rozległego, choć rzadkiego, lasu. Nic nie wskazywało na
to, by szybko mieli z niego wyjść. Dlatego też Hidan zdecydował,
że tutaj rozłożą swój prowizoryczny obóz.
Zatrzymał się i spojrzał na
partnera. Chociaż wyraz jego twarzy pozostawał taki sam odkąd
wyruszyli, ciężki oddech i leniwe powłóczenie nogami zdradzały,
że on również opadł już z sił. Jashinista zgadywał, że tamten
za nic w świecie nie przyznałby się do swojego wyczerpania i gdyby
nie to, że postanowił zrobić postój, on szedłby uparcie, dopóki by nie
padł. Shirai wyglądał Hidanowi na właśnie takiego honorowego i
dumnego idiotę, co było kolejnym powodem, by go nie lubić.
- Dobra, robimy tutaj postój –
zarządził i usiadł, wyciągając nogi przed siebie i opierając
się o pień drzewa. Obok położył swoje rzeczy i kosę. Noc była
ciepła, więc nie chciało mu się na razie odpieczętowywać ze
zwoju namiotu ani koca. Pomyślał, że zrobi to później, gdy już
trochę odpocznie.
Shirai westchnął i oparł się o
sąsiednie drzewo, które znajdowało się parę metrów dalej.
Wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni i zaczął palić,
zamykając oczy przy każdym zaciągnięciu. Gdy skończył, wydawał
się zastanawiać nad czymś i jakby wahać się. Ku zaskoczeniu
Hidana, po chwili podniósł się i zaczął krążyć wokół,
podnosząc suche gałęzie. Szybko uzbierał ich pokaźną ilość,
po czym ułożył i rozpalił ognisko. Wyjął z torby ręcznik i
wytarł okurzone ręce. Dopiero wtedy usiadł, lecz wydawał się być
wściekły.
Zdjął torbę i podłożył ją pod
głowę, a następnie zaczął wpatrywać się w gwiazdy.
Przynajmniej tak to wyglądało. Hidan ukradkiem przyglądał się mu i za nic nie mógł pojąć jego dziwnego zachowania. Jednak
postanowił, że skoro nie ma tu nikogo
innego i skazany był przebywanie jedynie w obecności tego idioty,
spróbuje wyciągnąć od niego parę informacji. Praktycznie nic o
nim nie wiedział, co go trochę irytowało.
„Trzymaj swoich przyjaciół blisko,
ale wrogów jeszcze bliżej” wyrecytował w myślach. I kierując
się tym przysłowiem, przystąpił do realizacji swojego niecnego planu.
- Shirai, pogadajmy – zaczął w miarę przjaźnie,
patrząc na niego badawczo. Tamten przeniósł wzrok z nieba na
ziemię, a następnie na mężczyznę, który do niego zagadał.
- O czym? - zapytał, co na chwilę
zbiło Hidana z tropu, bo zabrzmiało to tak, jakby miał
pretensje, że przeszkadza mu w wykonywaniu bardzo ważnej
czynności. Przywołał się jednak do porządku i ignorując ten
fakt, brnął dalej.
- O tobie. - Nie wiedział, czy dobrze
zauważył, ale wydawało mu się, jakby chłopak zdziwiony, lekko
przekręcił głowę na bok. - Ani ja, ani reszta nigdy wcześniej o
tobie nie słyszeliśmy. Czym się zajmowałeś? Chyba nie byłeś
poszukiwany?
- Byłem, można tak powiedzieć... -
odparł po chwili zastanowienia. Poprawił torbę, która za bardzo
się zsunęła. - A co do pierwszego pytania, pracowałem jako
płatny zabójca. Ale nigdy nie szukałem rozgłosu, wolałem pozostać
jak najmniej rozpoznawalny i działać w ukryciu.
Hidanowi wydawało się to odrobinę
dziwne. Po tym co usłyszał w gabinecie lidera, nie spodziewał się
takiej odpowiedzi. Wtedy Shirai zapytał Peina, dlaczego mają
zabić... W życiu jeszcze nie spotkał się z zabójcą, który
zadawałby takie pytania. Żaden płatny morderca nigdy nie
zadawał pytań swoim pracodawcom. Dostawał zlecenie, działał i
przychodził po zapłatę. Nic nie obchodzili ich inni ludzie.
Chociaż, może po prostu miał przestarzałe wyobrażenie o nich?
Pomyślał, że odłoży to na razie. Niemniej nadal uważał to za
podejrzane.
- A z jakiej wioski pochodzisz? -
już wcześniej zauważył, że jego partner nie nosił
ochraniacza z symbolem wioski. Z tym, że zawsze mógł zostawić
go w pokoju lub mieć w miejscu, którego nie widać spod płaszcza.
Lecz to byłoby akurat głupie...
- Z żadnej – odpowiedział
natychmiast. Jego głos był w tym momencie stanowczy i... wrogi. To zdarzyło się po raz pierwszy odkąd go poznał.
- Z żadnej? - dopytywał się
Hidan. Był ciekawy co stało za dobitnością jego wypowiedzi.
- Tak – powiedział tylko i na
tym zakończył całe zdanie.
Jashinista odczekał jeszcze chwilę,
ale nic nie wskazywało na to, by tamten miał kontynuować. Postanowił
zapytać więc o coś innego, co interesowało go równie mocno. Tym
razem jednak, postarał się być ostrożniejszy i zanim zadał
pytanie, dobrze sobie wszystko przemyślał, by znowu nie zostać
zbytym półsłówkami.
- Specjalizujesz się w walce na
jaki dystans? I jakiego rodzaju jutsu zwykle używasz? Skoro mamy
razem pracować, byłoby dobrze, gdybym wiedział na czym stoję.
Shirai znów westchnął, a Hidan znowu
musiał czekać dobrą chwilę na odpowiedź.
- Chyba nie mam wyboru... - odezwał
się wreszcie. - Zazwyczaj używam żywiołu błyskawicy i technik
z tym związanych. I najczęściej walczę na – tu wyraźnie
zawahał się – krótkim dystansie. Tyle chyba wystarczy. -
Stwierdził, po czym podniósł się i rzucił krótkie – idę
się przejść – po czym odszedł w głąb lasu.
- Coś jest z nim nie tak –
mruknął pod nosem Hidan, gdy stracił partnera z oczu. Położył
się na ziemi i tak jak wcześniej Shirai, zaczął wpatrywać się
w gwiazdy. Ziewnął przeciągle. Chciało mu się spać. - Nie
wiem jeszcze co to jest, ale dowiem się, bo coś kręci –
stwierdził i zamknął oczy, wsłuchując się w usypiający szum
drzew.
ANBU przybyli w mgnieniu oka. Zdążyli
przenieść już ciało martwego staruszka w bezpieczne miejsce, teraz musieli poszukać
jakich śladów, które doprowadziłyby ich na trop mordercy. Było w
tym coś nieprawdopodobnego. Zabójstwo w środku dnia, praktycznie w
samym centrum Konohy. Ofiarą był emerytowany medyk. Wszystko wydarzyło się dosłownie pod ich
nosem, a oni nadal nie wpadli na trop sprawcy.
- Wiadomo jedynie, że miał na
sobie ciemnoszarą pelerynę w jakieś pieprzone złote wzorki –
podsumowywał mężczyzna z białą maską na twarzy przypominającą pysk
małpy. - No i zostawił tą cholerną wiadomość – denerwował
się. Strasznie wkurzały go wszelkie gierki przestępców,
próbujących zrobić z nich idiotów. W dodatku ten strój nie
pasował do żadnej znanej im organizacji ani gangu, więc musiał
to być jakiś pracujący samotnie morderca. A to znacznie wszystko
utrudniało.
Ciało odnaleziono w łazience, w
wannie wypełnionej wodą, która, gdy przybyli, zdążyła już przybrać ciemnoczerwoną barwę.
Drzwi były zabezpieczone jutsu-pułapką, więc trochę im zajęło,
nim się dostali do środka. Teraz przewracali całe mieszkanie do góry
nogami, żeby znaleźć coś, co może przydać im się w sprawie.
- Pokaż mi, nie widziałem jej
jeszcze - poprosił jeden z jego towarzyszy.
- Nie mam jej przy sobie. Ale nie
uwierzysz, ktoś był tak szalony, że pofatygował się,
by wyjąć temu człowiekowi serce i obwiązać je jakąś wstążką.
I to na niej była wiadomość. Żeby ją odczytać, trzeba
musieliśmy najpierw wyprać wstążkę, bo była cała
zakrwawiona. Ale o dziwo, farba nie zeszła i dowiedzieliśmy się,
co było na niej zapisane.
- No, ale mów co, jestem ciekawy –
pospieszał go.
- "Żółta wstęga wokół
serca obwiązana - na dno popycha, jak kamień".
- Co?! Przecież to jakieś szaleństwo. Chyba, że to robota jakiegoś niedoszłego poety za pięć złotych. Jakiś fanatyk albo totalny świr. Może on próbuje
odprawiać jakieś rytuały albo należy do jakiejś sekty? Że też
w naszej wiosce musiało przytrafić się coś takiego. Jak się
ludzie dowiedzą, zaczną panikować. Ze świrami nie ma żartów –
stwierdził na koniec, na co inni pokiwali przytakująco głowami.
- A to, że wyjął mu serce cię
nie zdziwiło? - zaśmiał się.
W Sunagakure zapadał już wieczór, a
gorąc przestawał być tak bardzo męczący. Jedna z porządniejszych knajpek, w
której często przesiadywali mieszkańcy chcący nie tylko wypić,
ale i coś zjeść, pękała w szwach. Wokół stolika pośrodku sali
gromadziło się coraz więcej ludzi. Słuchali uważnie starszego
mężczyzny z długą, siwą brodą, który opowiadał głośno, z
zapartym tchem, nie przejmując się, że na brodzie zalegało mu
mnóstwo okruszków z wcześniej zjedzonego ciasta.
- Musimy coś z tym zrobić! To już
dwa takie morderstwa! A słyszałam o tym, że w innych wioskach
też coś takiego się dzieje. Musimy dowiedzieć się, kto za tym
stoi! Przecież nie możemy tylko siedzieć przerażeni z głową
pod kołdrą i czekać, aż to my będziemy następni!
- Tak, tylko co my możemy zrobić.
ANBU się przecież tym zajmuje, powinniśmy im zaufać –
powiedział ktoś z tłumu, a parę osób wzięło jego stronę.
- A ja słyszałam – mówiła
jakaś starsza kobieta, wyglądała na przestraszoną – że za
tym wszystkim stoją ludzie spiskujący z szatanem!
- Też o tym słyszałam –
poparła ją inna staruszka. - Podobno przez to mają
nieograniczoną ilość czakry, mogą przenikać przez ściany
budynków i potrafią stać się niewidzialni. Dlatego nie można
ich wytropić!
- Bzdury! - wrzasnął brodaty
staruszek uderzając pięścią w stół. - To zwykli przestępcy,
mordercy!
- No nie wiem – tym razem głos
zabrała młoda, śliczna dziewczyna, która również wydawała
się bać i to nie na żarty – moi koledzy opowiadali, że ktoś, kto ich
widział, mówił, że są ubrani w płaszcze w złote wzory.
Podobno są to magiczne znaki, a ci ludzie uprawiają czarną
magię. Słyszałam, że zabiją, a potem odprawiają krwawe
rytuały, by wskrzeszać ludzi, którzy są im potrzebni do dalszych obrządków!
- To jeszcze nic! Mi się obiło o
uszy, że to wampiry. Wysysają z ludzi krew, by się pożywić.
Ukrywają się wśród nas i zakładają głębokie kaptury, by
nikt ich nie rozpoznał!
- Pewnie! Wilkołaki od razu albo
zombi... - zakpił ktoś z tłumu.
- Anioły zemsty! - zażartował
jego kolega, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Może to sekta religijna, zabijająca dla jakiegoś swojego dziwacznego boga? - dorzucił ktoś inny.
- Albo... - wśród ludzi pojawiały
się coraz to bardziej wymyślne przypuszczenia.
- Dosyć! - wrzasnął staruszek
tracąc cierpliwość. - Musicie zrozumieć, że to nie są jakieś
istoty nie z tej ziemi, tylko zwyczajni ludzie, którzy są sprytni
i bezwzględni. Być może to jakaś grupa missing ninja, może
jakieś drugie Akatsuki, którzy zabijają dla pieniędzy, albo z
jakichś swoich dziwnych pobudek. Ale na pewno możemy się przed
nimi obronić! Na początek, dobrze będzie, żebyśmy nie
wychodzili nigdzie po zmroku i solidnie barykadowali drzwi na noc.
Musimy też przesłuchać wszystkich obcych w naszej wiosce,
zwłaszcza tych, którzy przybyli, kiedy to wszystko się zaczęło.
Obcym nie można ufać... - wszyscy zgodzili się co do tego stwierdzenia, lecz
nadal nie byli przekonani, kim naprawdę są tajemniczy
ludzie mordujący z takim okrucieństwem.
Czuć było unoszący się
w powietrzu strach.
Hidan obudził się wczesnym rankiem.
Słońce dopiero wynurzało się zza horyzontu, lecz ciemność
ustąpiła już jasności dnia.
Leniwie podniósł się do pozycji
siedzącej i rozejrzał wokół. Ognisko zdążyło się wypalić, po
gałęziach pozostał szary popiół. Shiari leżał pod drzewem, pod
którym widział go jeszcze kiedy rozmawiali. Spał w najlepsze.
Hidan rozprostował kości i zaczął swoją modlitwę. Nie
zachowywał się przy tym cicho, nie krzyczał też jakoś
szczególnie, ale zdziwił się, że to nie zbudziło jego
towarzysza.
Gdy skończył, postanowił go obudzić.
- Shirai, wstawaj – powiedział.
Tamten nie zareagował w jakikolwiek sposób. Spał nadal, jak
zabity.
- Debilu! Idziemy! Misję mamy! -
tym razem krzyczał, ale i to nie przyniosło spodziewanych
rezultatów.
Zdenerwował się. Podszedł do
chłopaka i bezceremonialnie kopnął go brzuch.
- No wstawaj, kurwa! - wrzasnął
przy tym.
Tamten gwałtownie otworzył oczy i
odskoczył jak oparzony parę metrów dalej przybierając bitewną
postawę. Zdezorientowany rozglądał się wokół. Nie widział
nikogo, mimo to, nadal czujnie obserwował otoczenie. Nie wiedział
co się dzieje. Widocznie myślał, że ktoś naprawdę go
zaatakował.
Hidan zaczął śmiać się jak
opętany, a Shirai nadal nie zorientował się o co mu chodzi.
- Co? - zapytał wreszcie.
- Nic, nic... – odpowiedział mu,
kiedy uspokoił napad śmiechu. - Idziemy!
Minęło kilka dni, podczas których
wkroczyli do Kraju Ziemi. Hidan przez ten czas parę razy
rozmawiał ze swoim partnerem, jednak były to bardziej rozmowy o
niczym. Nie udało mu się wyciągnąć z niego czegokolwiek
istotnego. Za każdym razem gdy próbował sprowadzić ich pogawędkę
na tematy związane z osobą Shiraia, tamten umiejętnie zmieniał
temat lub zaczynał milczeć, kończąc dialog i nie odzywał się
przynajmniej przez parę godzin.
„Dziwny z niego typ” stwierdził
Hidan i na jakiś czas dał sobie spokój z ciągnięciem go za
język. Zdecydował, że po misji spróbuje zabrać go na sake. Miał
nadzieję, że wtedy stanie się bardziej rozmowny. W końcu alkohol
potrafi otworzyć usta nawet największym twardzielom.
Kolejnego dnia na drodze napotkali
łowców nagród, którzy okazali się jednak mocni tylko w gębie.
Chcąc złapać dwójkę shinobi z Akatsuki, rzucili się na Hidana,
który z satysfakcją pokonał ich, poświęcając swojemu bogu. Nie
pozwolił wtrącać się do tego swojemu partnerowi, więc ten tylko
przyglądał się wszystkiemu z zaciekawieniem. I w porównaniu z
Kakuzu, nie narzekał, gdy Hidan zaczął swój parogodzinny rytuał,
czym zaplusował u Jashinisty, który w nagrodę opowiedział mu o
swojej wierze. Shirai słuchał go uważnie, momentami nie ukrywając
zdziwienia.
Jakiś czas później, gdy byli już
blisko wioski będącej ich celem, zorientowali się, że ktoś ich
obserwuje. Zatrzymali się, próbując wyczuć czakrę wroga. Ten
ukrywał ją bardzo dobrze i długo nie znali nawet liczby
nieprzyjaciół. Hidan jednak nie przejął się tym zbytnio, co znów
zdumiało jego towarzysza.
- Wychodźcie! - krzyczał
Jashinista. Wiedział, że są otoczeni, więc nie było sensu
uciekać. Z resztą, po co miał uciekać, skoro mógł ich
pokonać. - Wiem, że tu jesteście! Nici z planu zaskoczenia nas!
- Co ty robisz? - zapytał Shirai,
który widocznie nie popierał jego zachowania. - Chcesz się
wystawić na frontalny atak? Oszalałeś? Nie wiemy przecież
ilu...
- Cicho – przerwał mu
Hidan. - Już są.
Nagle nieprzyjaciele ukazali się tuż
przed nimi. Czwórka shinobi z Konohy stanęła obok siebie, w
niedużych odległościach. Szepnęli coś do siebie. Już po chwili
szybko przemieścili się, otaczając ich. Wśród nieprzyjaciół
było dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Wyglądali na pewnych siebie i wydawali zupełnie się ich nie bać.
- Akatsuki! Poddajcie się albo
będziemy zmuszeni was zabić - krzyczał jeden z mężczyzn z
krótką, brązową bródką i papierosem między zębami.
- Poddać się? - Hidan zaśmiał
się mu prosto w twarz. - Co ty gadasz. Nie ma mowy!
- W takim razie nie pozostawiacie
nam wyboru!
Mężczyzna z papierosem rzucił
kunaiem w Hidana, lecz ten bez problemu odbił go swoją kosą, którą
zdążył już wyciągnąć.
- Shiari, jak chcesz, podzielimy
się tym razem. Ja biorę tego kolesia – wskazał kosą na osobę która
go zaatakowała.
- No dobra, ale ja chcę walczyć z tamtą kobietą -
mówił o kunoichi z długimi czarnymi włosami i czerwonymi
oczami.
- Co?! Dlaczego to ty masz walczyć
z tą ślicznotką?! - oburzył się Jashinista.
Shirai nie odpowiedział, tylko
doskoczył do kobiety i próbował ją uderzyć pięścią, w której skupił czakrę.
Ta jednak z
łatwością unikała jego ciosów.
Hidan chciał już zaprotestować i
przeszkodzić Shiraiowi, ale brodaty mężczyzna zaatakował go, tym
razem napierając na niego z kunaiem w ręku. Siwowłosy zablokował atak kosą, lecz nie
mógł teraz pobiec za kolegą.
- Taro, pomóż Kurenai! - rozkazał
jednemu z pozostałych mężczyzn, kiedy odskoczył na chwilę parę
metrów dalej.
- Tak jest, Asuma-sama! - krzyknął
tamten i dołączył do Shiraia oraz kobiety.
Mężczyzna, który do tej por nic nie robił, wykonał
pieczęć. W tym samym czasie Hidan dostrzegł, że mężczyzna z
papierosem schował kunai i nałożył sobie na ręce kastety,
zakończone ostrzem.
- Katon, Kasumi Enbu! - usłyszał
nagle za swoimi plecami. W jego stronę wystrzeliło kilka
ognistych pocisków, które z trudem zdołał ominąć. Całe
szczęście, udało mu się, bo te przy spotkaniu z ziemią
wybuchły.
„Deidara byłby zachwycony. To coś w sam raz dla niego” zakpił
w myślach ze sztuki blondyna.
Nie miał jednak wiele czasu na
rozmyślenia, bo Asuma biegł w jego stronę. Zauważył, że
naładował swoje kastety czakrą. Już wystawiał kosę, by odeprzeć
jego natarcie, kiedy musiał prędko zmienić plany, bo znowu w jego stronę
leciały wybuchowe, ogniste pociski. Ponownie je ominął, lecz Asuma
był już przy nim. Ledwo uchylił się przed jego ciosem i opadł na
ziemię. Podniósł się błyskawicznie i odskoczył kilka kroków do
tyłu. Jego płaszcz był rozcięty na ramieniu.
- Nieźle – pochwalił
przeciwnika.
- I wzajemnie – odparł
mężczyzna, który już znów biegł w jego stronę.
Przygotował się do wykonania uniku.
Był strasznie ciekawy jak szło
Shiraiowi. Szybko zerknął tam, gdzie toczyła się jego walka.
Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
Shirai właśnie nie uniknął ciosu mężczyzny, przeleciał kawałek i
plecami uderzył z ogromną siłą w drzewo. Utworzył w nim przez to
dość spore wgniecenie. To musiało boleć. Podniósł się, choć z
widocznym trudem i otarł krew spływającą z ust i nosa. Plunął też nią gdzieś w bok. Był
oszołomiony i ledwo trzymał się na nogach. Hidan dostrzegł, że
to nie były jedyne obrażenia, jakie posiadał. Miał rozcięty
płaszcz na prawym boku, a z widocznej rany również płynęła
krew.
„Co ten idiota wyprawia? Chce umrzeć?
Chyba nie jest, aż tak beznadziejny... Przecież Pein nie przyjąłby
kogoś takiego!”
***
Strasznie długo mi zeszło z pisaniem tego rozdziału. Nie mogłam się jakoś do niego zabrać, chociaż zaplanowałam sobie wszystko wcześniej. Ale udało się :)
Pierwszy raz spróbowałam opisać scenę walki, także nie wiem, czy dobrze wyszła. W dodatku w następnym rozdziale będzie jej kontynuacja. No, zobaczymy jak to będzie ^^
Na koniec zachęcam do czytania i komentowania :P
Zapraszam też na mojego nowego bloga: http://shi-no-yume.blogspot.com/. Piszę tam o dziewczynie w Akatsuki. :)
Strasznie długo mi zeszło z pisaniem tego rozdziału. Nie mogłam się jakoś do niego zabrać, chociaż zaplanowałam sobie wszystko wcześniej. Ale udało się :)
Pierwszy raz spróbowałam opisać scenę walki, także nie wiem, czy dobrze wyszła. W dodatku w następnym rozdziale będzie jej kontynuacja. No, zobaczymy jak to będzie ^^
Na koniec zachęcam do czytania i komentowania :P
Zapraszam też na mojego nowego bloga: http://shi-no-yume.blogspot.com/. Piszę tam o dziewczynie w Akatsuki. :)