28.08.2013

Rozdział 5: Plotki i wrogowie.

   Rozdział ten dedukuję Mikorie i Hanie-chan, które komentują to opowiadanie niemal od początku i dają mi motywację do dalszego pisania. Dedykuję go również nowym czytelnikom: Aoi i Sorze Tsubaki, a także Soyeon, która nie dawała mi spokoju i cały czas wspierała podczas pisania.
   Dziękuję Wam bardzo! :)

***

   Już od jakiegoś czasu dwóch shinobi w barwach Akatsuki wędrowało w stronę Kraju Ziemi. Nie odzywali się do siebie. Mężczyzna, o zielonych niczym dojrzała trawa włosach, szedł parę kroków za Jashinistą. Wpatrywał się intensywnie w jego plecy, lecz gdy tylko tamten odwrócił się, by zobaczyć, czy jego partner wciąż żyje, choć liczył na to, że nie, udawał, że spogląda w zupełnie innym kierunku. Hidan nie miał więc o niczym pojęcia. Za to Shirai kontynuował swoje obserwacje, jak gdyby usilnie chciał dowiedzieć się czegoś o swoim towarzyszu, by rozwiać swoje wątpliwości lub próbował wymyślić, jak pozbyć się go, zważając na to, że był nieśmiertelny.
   Po dwunastu godzinach podróży spędzonej w okropnych warunkach i w zupełnej ciszy, Hidan czuł, że to jego limit. Był zmęczony, bo upalny i duszny dzień zrobił swoje. Jednak mimo że wciąż odczuwał "lekką" niechęć do Shiraia, nie potrafił wytrzymać ani minuty dłużej bez odzywania się.
   Znajdowali się właśnie na niewielkiej polanie pośród rozległego, choć rzadkiego, lasu. Nic nie wskazywało na to, by szybko mieli z niego wyjść. Dlatego też Hidan zdecydował, że tutaj rozłożą swój prowizoryczny obóz.
   Zatrzymał się i spojrzał na partnera. Chociaż wyraz jego twarzy pozostawał taki sam odkąd wyruszyli, ciężki oddech i leniwe powłóczenie nogami zdradzały, że on również opadł już z sił. Jashinista zgadywał, że tamten za nic w świecie nie przyznałby się do swojego wyczerpania i gdyby nie to, że postanowił zrobić postój, on szedłby uparcie, dopóki by nie padł. Shirai wyglądał Hidanowi na właśnie takiego honorowego i dumnego idiotę, co było kolejnym powodem, by go nie lubić.  
   - Dobra, robimy tutaj postój – zarządził i usiadł, wyciągając nogi przed siebie i opierając się o pień drzewa. Obok położył swoje rzeczy i kosę. Noc była ciepła, więc nie chciało mu się na razie odpieczętowywać ze zwoju namiotu ani koca. Pomyślał, że zrobi to później, gdy już trochę odpocznie.
   Shirai westchnął i oparł się o sąsiednie drzewo, które znajdowało się parę metrów dalej. Wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni i zaczął palić, zamykając oczy przy każdym zaciągnięciu. Gdy skończył, wydawał się zastanawiać nad czymś i jakby wahać się. Ku zaskoczeniu Hidana, po chwili podniósł się i zaczął krążyć wokół, podnosząc suche gałęzie. Szybko uzbierał ich pokaźną ilość, po czym ułożył i rozpalił ognisko. Wyjął z torby ręcznik i wytarł okurzone ręce. Dopiero wtedy usiadł, lecz wydawał się być wściekły. 
   Zdjął torbę i podłożył ją pod głowę, a następnie zaczął wpatrywać się w gwiazdy. Przynajmniej tak to wyglądało. Hidan ukradkiem przyglądał się mu i za nic nie mógł pojąć jego dziwnego zachowania. Jednak 
postanowił, że skoro nie ma tu nikogo innego i skazany był przebywanie jedynie w obecności tego idioty, spróbuje wyciągnąć od niego parę informacji. Praktycznie nic o nim nie wiedział, co go trochę irytowało.
   „Trzymaj swoich przyjaciół blisko, ale wrogów jeszcze bliżej” wyrecytował w myślach. I kierując się tym przysłowiem, przystąpił do realizacji swojego niecnego planu.
   - Shirai, pogadajmy – zaczął w miarę przjaźnie, patrząc na niego badawczo. Tamten przeniósł wzrok z nieba na ziemię, a następnie na mężczyznę, który do niego zagadał.
   - O czym? - zapytał, co na chwilę zbiło Hidana z tropu, bo zabrzmiało to tak, jakby miał pretensje, że przeszkadza mu w wykonywaniu bardzo ważnej czynności. Przywołał się jednak do porządku i ignorując ten fakt, brnął dalej.
   - O tobie. - Nie wiedział, czy dobrze zauważył, ale wydawało mu się, jakby chłopak zdziwiony, lekko przekręcił głowę na bok. - Ani ja, ani reszta nigdy wcześniej o tobie nie słyszeliśmy. Czym się zajmowałeś? Chyba nie byłeś poszukiwany?
   - Byłem, można tak powiedzieć... - odparł po chwili zastanowienia. Poprawił torbę, która za bardzo się zsunęła. - A co do pierwszego pytania, pracowałem jako płatny zabójca. Ale nigdy nie szukałem rozgłosu, wolałem pozostać jak najmniej rozpoznawalny i działać w ukryciu.  
   Hidanowi wydawało się to odrobinę dziwne. Po tym co usłyszał w gabinecie lidera, nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Wtedy Shirai zapytał Peina, dlaczego mają zabić... W życiu jeszcze nie spotkał się z zabójcą, który zadawałby takie pytania. Żaden płatny morderca nigdy nie zadawał pytań swoim pracodawcom. Dostawał zlecenie, działał i przychodził po zapłatę. Nic nie obchodzili ich inni ludzie. Chociaż, może po prostu miał przestarzałe wyobrażenie o nich? Pomyślał, że odłoży to na razie. Niemniej nadal uważał to za podejrzane.
   - A z jakiej wioski pochodzisz? - już wcześniej zauważył, że jego partner nie nosił ochraniacza z symbolem wioski. Z tym, że zawsze mógł zostawić go w pokoju lub mieć w miejscu, którego nie widać spod płaszcza. Lecz to byłoby akurat głupie...
   - Z żadnej – odpowiedział natychmiast. Jego głos był w tym momencie stanowczy i... wrogi. To zdarzyło się po raz pierwszy odkąd go poznał.
   - Z żadnej? - dopytywał się Hidan. Był ciekawy co stało za dobitnością jego wypowiedzi.  
   - Tak – powiedział tylko i na tym zakończył całe zdanie.
   Jashinista odczekał jeszcze chwilę, ale nic nie wskazywało na to, by tamten miał kontynuować. Postanowił zapytać więc o coś innego, co interesowało go równie mocno. Tym razem jednak, postarał się być ostrożniejszy i zanim zadał pytanie, dobrze sobie wszystko przemyślał, by znowu nie zostać zbytym półsłówkami.  
   - Specjalizujesz się w walce na jaki dystans? I jakiego rodzaju jutsu zwykle używasz? Skoro mamy razem pracować, byłoby dobrze, gdybym wiedział na czym stoję.  
   Shirai znów westchnął, a Hidan znowu musiał czekać dobrą chwilę na odpowiedź.
   - Chyba nie mam wyboru... - odezwał się wreszcie. - Zazwyczaj używam żywiołu błyskawicy i technik z tym związanych. I najczęściej walczę na – tu wyraźnie zawahał się – krótkim dystansie. Tyle chyba wystarczy. - Stwierdził, po czym podniósł się i rzucił krótkie – idę się przejść – po czym odszedł w głąb lasu.
   - Coś jest z nim nie tak – mruknął pod nosem Hidan, gdy stracił partnera z oczu. Położył się na ziemi i tak jak wcześniej Shirai, zaczął wpatrywać się w gwiazdy. Ziewnął przeciągle. Chciało mu się spać. - Nie wiem jeszcze co to jest, ale dowiem się, bo coś kręci – stwierdził i zamknął oczy, wsłuchując się w usypiający szum drzew.


   ANBU przybyli w mgnieniu oka. Zdążyli przenieść już ciało martwego staruszka w bezpieczne miejsce, teraz musieli poszukać jakich śladów, które doprowadziłyby ich na trop mordercy. Było w tym coś nieprawdopodobnego. Zabójstwo w środku dnia, praktycznie w samym centrum Konohy. Ofiarą był emerytowany medyk. Wszystko wydarzyło się dosłownie pod ich nosem, a oni nadal nie wpadli na trop sprawcy.  
  - Wiadomo jedynie, że miał na sobie ciemnoszarą pelerynę w jakieś pieprzone złote wzorki – podsumowywał mężczyzna z białą maską na twarzy przypominającą pysk małpy. - No i zostawił tą cholerną wiadomość – denerwował się. Strasznie wkurzały go wszelkie gierki przestępców, próbujących zrobić z nich idiotów. W dodatku ten strój nie pasował do żadnej znanej im organizacji ani gangu, więc musiał to być jakiś pracujący samotnie morderca. A to znacznie wszystko utrudniało.
   Ciało odnaleziono w łazience, w wannie wypełnionej wodą, która, gdy przybyli, zdążyła już przybrać ciemnoczerwoną barwę. Drzwi były zabezpieczone jutsu-pułapką, więc trochę im zajęło, nim się dostali do środka. Teraz przewracali całe mieszkanie do góry nogami, żeby znaleźć coś, co może przydać im się w sprawie.
   - Pokaż mi, nie widziałem jej jeszcze - poprosił jeden z jego towarzyszy.  
   - Nie mam jej przy sobie. Ale nie uwierzysz, ktoś był tak szalony, że pofatygował się, by wyjąć temu człowiekowi serce i obwiązać je jakąś wstążką. I to na niej była wiadomość. Żeby ją odczytać, trzeba musieliśmy najpierw wyprać wstążkę, bo była cała zakrwawiona. Ale o dziwo, farba nie zeszła i dowiedzieliśmy się, co było na niej zapisane.
   - No, ale mów co, jestem ciekawy – pospieszał go.
   - "Żółta wstęga wokół serca obwiązana - na dno popycha, jak kamień".  
   - Co?! Przecież to jakieś szaleństwo. Chyba, że to robota jakiegoś niedoszłego poety za pięć złotych. Jakiś fanatyk albo totalny świr. Może on próbuje odprawiać jakieś rytuały albo należy do jakiejś sekty? Że też w naszej wiosce musiało przytrafić się coś takiego. Jak się ludzie dowiedzą, zaczną panikować. Ze świrami nie ma żartów – stwierdził na koniec, na co inni pokiwali przytakująco głowami.
   - A to, że wyjął mu serce cię nie zdziwiło? - zaśmiał się.


   W Sunagakure zapadał już wieczór, a gorąc przestawał być tak bardzo męczący. Jedna z porządniejszych knajpek, w której często przesiadywali mieszkańcy chcący nie tylko wypić, ale i coś zjeść, pękała w szwach. Wokół stolika pośrodku sali gromadziło się coraz więcej ludzi. Słuchali uważnie starszego mężczyzny z długą, siwą brodą, który opowiadał głośno, z zapartym tchem, nie przejmując się, że na brodzie zalegało mu mnóstwo okruszków z wcześniej zjedzonego ciasta.  
   - Musimy coś z tym zrobić! To już dwa takie morderstwa! A słyszałam o tym, że w innych wioskach też coś takiego się dzieje. Musimy dowiedzieć się, kto za tym stoi! Przecież nie możemy tylko siedzieć przerażeni z głową pod kołdrą i czekać, aż to my będziemy następni!
   - Tak, tylko co my możemy zrobić. ANBU się przecież tym zajmuje, powinniśmy im zaufać – powiedział ktoś z tłumu, a parę osób wzięło jego stronę.
   - A ja słyszałam – mówiła jakaś starsza kobieta, wyglądała na przestraszoną – że za tym wszystkim stoją ludzie spiskujący z szatanem!
   - Też o tym słyszałam – poparła ją inna staruszka. - Podobno przez to mają nieograniczoną ilość czakry, mogą przenikać przez ściany budynków i potrafią stać się niewidzialni. Dlatego nie można ich wytropić!
   - Bzdury! - wrzasnął brodaty staruszek uderzając pięścią w stół. - To zwykli przestępcy, mordercy!
   - No nie wiem – tym razem głos zabrała młoda, śliczna dziewczyna, która również wydawała się bać i to nie na żarty – moi koledzy opowiadali, że ktoś, kto ich widział, mówił, że są ubrani w płaszcze w złote wzory. Podobno są to magiczne znaki, a ci ludzie uprawiają czarną magię. Słyszałam, że zabiją, a potem odprawiają krwawe rytuały, by wskrzeszać ludzi, którzy są im potrzebni do dalszych obrządków!
   - To jeszcze nic! Mi się obiło o uszy, że to wampiry. Wysysają z ludzi krew, by się pożywić. Ukrywają się wśród nas i zakładają głębokie kaptury, by nikt ich nie rozpoznał!
   - Pewnie! Wilkołaki od razu albo zombi... - zakpił ktoś z tłumu.
   - Anioły zemsty! - zażartował jego kolega, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
   - Może to sekta religijna, zabijająca dla jakiegoś swojego dziwacznego boga? - dorzucił ktoś inny.
   - Albo... - wśród ludzi pojawiały się coraz to bardziej wymyślne przypuszczenia.
   - Dosyć! - wrzasnął staruszek tracąc cierpliwość. - Musicie zrozumieć, że to nie są jakieś istoty nie z tej ziemi, tylko zwyczajni ludzie, którzy są sprytni i bezwzględni. Być może to jakaś grupa missing ninja, może jakieś drugie Akatsuki, którzy zabijają dla pieniędzy, albo z jakichś swoich dziwnych pobudek. Ale na pewno możemy się przed nimi obronić! Na początek, dobrze będzie, żebyśmy nie wychodzili nigdzie po zmroku i solidnie barykadowali drzwi na noc. Musimy też przesłuchać wszystkich obcych w naszej wiosce, zwłaszcza tych, którzy przybyli, kiedy to wszystko się zaczęło. Obcym nie można ufać... - wszyscy zgodzili się co do tego stwierdzenia, lecz nadal nie byli przekonani, kim naprawdę są tajemniczy ludzie mordujący z takim okrucieństwem.
   Czuć było unoszący się w powietrzu strach.  


   Hidan obudził się wczesnym rankiem. Słońce dopiero wynurzało się zza horyzontu, lecz ciemność ustąpiła już jasności dnia.
   Leniwie podniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał wokół. Ognisko zdążyło się wypalić, po gałęziach pozostał szary popiół. Shiari leżał pod drzewem, pod którym widział go jeszcze kiedy rozmawiali. Spał w najlepsze. Hidan rozprostował kości i zaczął swoją modlitwę. Nie zachowywał się przy tym cicho, nie krzyczał też jakoś szczególnie, ale zdziwił się, że to nie zbudziło jego towarzysza.
   Gdy skończył, postanowił go obudzić.
   - Shirai, wstawaj – powiedział. Tamten nie zareagował w jakikolwiek sposób. Spał nadal, jak zabity.
   - Debilu! Idziemy! Misję mamy! - tym razem krzyczał, ale i to nie przyniosło spodziewanych rezultatów.
   Zdenerwował się. Podszedł do chłopaka i bezceremonialnie kopnął go brzuch.
   - No wstawaj, kurwa! - wrzasnął przy tym.
   Tamten gwałtownie otworzył oczy i odskoczył jak oparzony parę metrów dalej przybierając bitewną postawę. Zdezorientowany rozglądał się wokół. Nie widział nikogo, mimo to, nadal czujnie obserwował otoczenie. Nie wiedział co się dzieje. Widocznie myślał, że ktoś naprawdę go zaatakował.
   Hidan zaczął śmiać się jak opętany, a Shirai nadal nie zorientował się o co mu chodzi.  
   - Co? - zapytał wreszcie.
   - Nic, nic... – odpowiedział mu, kiedy uspokoił napad śmiechu. - Idziemy!

   Minęło kilka dni, podczas których wkroczyli do Kraju Ziemi. Hidan przez ten czas parę razy rozmawiał ze swoim partnerem, jednak były to bardziej rozmowy o niczym. Nie udało mu się wyciągnąć z niego czegokolwiek istotnego. Za każdym razem gdy próbował sprowadzić ich pogawędkę na tematy związane z osobą Shiraia, tamten umiejętnie zmieniał temat lub zaczynał milczeć, kończąc dialog i nie odzywał się przynajmniej przez parę godzin.  
   „Dziwny z niego typ” stwierdził Hidan i na jakiś czas dał sobie spokój z ciągnięciem go za język. Zdecydował, że po misji spróbuje zabrać go na sake. Miał nadzieję, że wtedy stanie się bardziej rozmowny. W końcu alkohol potrafi otworzyć usta nawet największym twardzielom.  
   Kolejnego dnia na drodze napotkali łowców nagród, którzy okazali się jednak mocni tylko w gębie. Chcąc złapać dwójkę shinobi z Akatsuki, rzucili się na Hidana, który z satysfakcją pokonał ich, poświęcając swojemu bogu. Nie pozwolił wtrącać się do tego swojemu partnerowi, więc ten tylko przyglądał się wszystkiemu z zaciekawieniem. I w porównaniu z Kakuzu, nie narzekał, gdy Hidan zaczął swój parogodzinny rytuał, czym zaplusował u Jashinisty, który w nagrodę opowiedział mu o swojej wierze. Shirai słuchał go uważnie, momentami nie ukrywając zdziwienia.
   Jakiś czas później, gdy byli już blisko wioski będącej ich celem, zorientowali się, że ktoś ich obserwuje. Zatrzymali się, próbując wyczuć czakrę wroga. Ten ukrywał ją bardzo dobrze i długo nie znali nawet liczby nieprzyjaciół. Hidan jednak nie przejął się tym zbytnio, co znów zdumiało jego towarzysza.
   - Wychodźcie! - krzyczał Jashinista. Wiedział, że są otoczeni, więc nie było sensu uciekać. Z resztą, po co miał uciekać, skoro mógł ich pokonać. - Wiem, że tu jesteście! Nici z planu zaskoczenia nas!
   - Co ty robisz? - zapytał Shirai, który widocznie nie popierał jego zachowania. - Chcesz się wystawić na frontalny atak? Oszalałeś? Nie wiemy przecież ilu...
   - Cicho – przerwał mu Hidan. - Już są.
   Nagle nieprzyjaciele ukazali się tuż przed nimi. Czwórka shinobi z Konohy stanęła obok siebie, w niedużych odległościach. Szepnęli coś do siebie. Już po chwili szybko przemieścili się, otaczając ich. Wśród nieprzyjaciół było dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Wyglądali na pewnych siebie i wydawali zupełnie się ich nie bać. 
   - Akatsuki! Poddajcie się albo będziemy zmuszeni was zabić - krzyczał jeden z mężczyzn z krótką, brązową bródką i papierosem między zębami.
   - Poddać się? - Hidan zaśmiał się mu prosto w twarz. - Co ty gadasz. Nie ma mowy!  
   - W takim razie nie pozostawiacie nam wyboru!  
   Mężczyzna z papierosem rzucił kunaiem w Hidana, lecz ten bez problemu odbił go swoją kosą, którą zdążył już wyciągnąć.
   - Shiari, jak chcesz, podzielimy się tym razem. Ja biorę tego kolesia – wskazał kosą na osobę która go zaatakowała.  
   - No dobra, ale ja chcę walczyć z tamtą kobietą - mówił o kunoichi z długimi czarnymi włosami i czerwonymi oczami.  
   - Co?! Dlaczego to ty masz walczyć z tą ślicznotką?! - oburzył się Jashinista. 
   Shirai nie odpowiedział, tylko doskoczył do kobiety i próbował ją uderzyć pięścią, w której skupił czakrę.
Ta jednak z łatwością unikała jego ciosów.
   Hidan chciał już zaprotestować i przeszkodzić Shiraiowi, ale brodaty mężczyzna zaatakował go, tym razem napierając na niego z kunaiem w ręku. Siwowłosy zablokował atak kosą, lecz nie mógł teraz pobiec za kolegą.
   - Taro, pomóż Kurenai! - rozkazał jednemu z pozostałych mężczyzn, kiedy odskoczył na chwilę parę metrów dalej.
   - Tak jest, Asuma-sama! - krzyknął tamten i dołączył do Shiraia oraz kobiety.
   Mężczyzna, który do tej por nic nie robił, wykonał pieczęć. W tym samym czasie Hidan dostrzegł, że mężczyzna z papierosem schował kunai i nałożył sobie na ręce kastety, zakończone ostrzem.
   - Katon, Kasumi Enbu! - usłyszał nagle za swoimi plecami. W jego stronę wystrzeliło kilka ognistych pocisków, które z trudem zdołał ominąć. Całe szczęście, udało mu się, bo te przy spotkaniu z ziemią wybuchły.
    „Deidara byłby zachwycony. To coś w sam raz dla niego” zakpił w myślach ze sztuki blondyna.
    Nie miał jednak wiele czasu na rozmyślenia, bo Asuma biegł w jego stronę. Zauważył, że naładował swoje kastety czakrą. Już wystawiał kosę, by odeprzeć jego natarcie, kiedy musiał prędko zmienić plany, bo znowu w jego stronę leciały wybuchowe, ogniste pociski. Ponownie je ominął, lecz Asuma był już przy nim. Ledwo uchylił się przed jego ciosem i opadł na ziemię. Podniósł się błyskawicznie i odskoczył kilka kroków do tyłu. Jego płaszcz był rozcięty na ramieniu.
   - Nieźle – pochwalił przeciwnika.
   - I wzajemnie – odparł mężczyzna, który już znów biegł w jego stronę.
   Przygotował się do wykonania uniku.
   Był strasznie ciekawy jak szło Shiraiowi. Szybko zerknął tam, gdzie toczyła się jego walka.
 Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Shirai właśnie nie uniknął ciosu mężczyzny, przeleciał kawałek i plecami uderzył z ogromną siłą w drzewo. Utworzył w nim przez to dość spore wgniecenie. To musiało boleć. Podniósł się, choć z widocznym trudem i otarł krew spływającą z ust i nosa. Plunął też nią gdzieś w bok. Był oszołomiony i ledwo trzymał się na nogach. Hidan dostrzegł, że to nie były jedyne obrażenia, jakie posiadał. Miał rozcięty płaszcz na prawym boku, a z widocznej rany również płynęła krew.
   „Co ten idiota wyprawia? Chce umrzeć? Chyba nie jest, aż tak beznadziejny... Przecież Pein nie przyjąłby kogoś takiego!”

***
Strasznie długo mi zeszło z pisaniem tego rozdziału. Nie mogłam się jakoś do niego zabrać, chociaż zaplanowałam sobie wszystko wcześniej. Ale udało się :)
Pierwszy raz spróbowałam opisać scenę walki, także nie wiem, czy dobrze wyszła. W dodatku w następnym rozdziale będzie jej kontynuacja. No, zobaczymy jak to będzie ^^
Na koniec zachęcam do czytania i komentowania :P
Zapraszam też na mojego nowego bloga: http://shi-no-yume.blogspot.com/. Piszę tam o dziewczynie w Akatsuki. :)