23.07.2013

Rozdział 4: Pogrzebane nadzieje.

   Jashinista opuścił pomieszczenie w ogromnym pośpiechu. Widać było, że nie chce tam zostać ani chwili dłużej. Cud jedynie sprawił, że drzwi, przez które wychodził, nie zatrzasnął z hukiem. W porę zorientował się, że to nie byłby najlepszy pomysł i że przecież posiadał w sobie jeszcze choć trochę cechy nazywanej opanowaniem. Mimo obiegowej opinii, w normalnych warunkach potrafił się kontrolować, raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem, ale jednak.
   Dwaj mężczyźni odprowadzili go wzrokiem, póki nie zniknął za drzwiami. Jeden z nich zrobił to dyskretnie, jak miał w zwyczaju, czekając na moment, w którym będzie mógł wznowić rozmowę. Drugi natomiast, nie krył swojego zainteresowania, śledząc każdy jego ruch, jak gdyby chciał zajrzeć w głąb jego umysłu, a może nawet i duszy, i przejrzeć go na wylot. Lecz taki osąd do niczego nie prowadził, zwłaszcza, gdy prawie nic na temat obserwowanego nie wiedział.
   Lider opierał się o brzeg stołu. Ręce wcześniej splecione wygodnie na piersi teraz spoczywały na krawędziach blatu. Zielonowłosy stał dwa kroki przed nim, a mimo to, zdawał się czuć nadzwyczaj niepewnie.
   - Tak jak już wspomniałem, na większość misji będziesz chodził razem z Hidanem. Wasze umiejętności powinny być dla siebie dobry uzupełnieniem. Myślę, że...
   - Jaki on jest? - zapytał nagle, przerywając mu. Lider zmierzył go wściekłym spojrzeniem, ale nie skomentował jego bezczelnego zachowania.
   - Będziesz miał wystarczająco dużo czasu, aby sam się przekonać - mówił, wpatrując się gniewnie w jego szaro-niebieskie tęczówki, co chyba miało być karą dla "nowego". Shirai nie mógł tego znieść i odwrócił wzrok, kierując go na grzbiet książki leżącej na stole. Nie chciał się upewniać, czy na twarzy rudowłosego maluje się teraz satysfakcja. - To co powinieneś wiedzieć, to to, że jest on nieśmiertelny. Dlatego próba uśmiercenia go jest raczej bezcelowa, o czym Kakuzu przekonał się niejednokrotnie.
   - Rozumiem - potwierdził krótko, wciąż nie patrząc na swojego rozmówcę. Okładka kolejnej książki wydała mu się nagle niezmiernie interesująca. Kakuzu? No tak, spotkał go już.
   - Znasz już nasze cele i obowiązki jakie będziesz musiał wykonywać. Na ten moment przydałoby się jeszcze, żebyś zapoznał się z topografią tego miejsca - mówiąc to, przeszedł parę kroków i zaczął szukać czegoś pośród papierów leżących pod ścianą. - Prawie wszyscy, kiedy pierwszy raz tu trafili, gubili się i zaliczali parodniową wycieczkę po tutejszych korytarzach - prychnął z pogardą na samo wspomnienie o tym. Widocznie uważał to za jakiś absurd. - Ale to tylko pokazuje jakim wspaniałym zabezpieczeniem przed obcymi dysponujemy. Oczywiście, nie jedynym.
   Wyciągnął jakąś poskładaną kartkę i podał ją zielonowłosemu. Tamten odebrał ją, lecz nie rozłożył. Spojrzał tylko pytająco na Lidera, uciekając jednak przed wzrokową konfrontacją.
   - To mapa tej siedziby. Nie masz prawa jej zgubić. W tym momencie jest cenniejsza niż twoje życie, więc pilnuj jej jak oka w głowie - poradził. - W środku jest też druga mapa, mniejsza. Tam masz zaznaczone nasze inne siedziby.
   - Inne? - spytał zdziwiony. - To są jeszcze inne?
   - Tak, są. Nie mam pojęcia, czemu jet to dla ciebie zaskoczeniem. - Shirai spojrzał na niego przelotnie, po czym znów szybko umieścił swój wzrok w jakimś odległym punkcie. - Posłuchaj - zabrzmiało to jak rozkaz - Ta siedziba jest największą, najlepiej ukrytą i zabezpieczoną. Dlatego też tutaj przeważnie odbywa się pieczętowanie bijū, choć zdarza się, że ceremonia odbywa się w innym miejscu. Tu też możesz zostawić swoje rzeczy oraz odpocząć w jednym z pokojów - tłumaczył mu cierpliwie. - Ale posiadamy też inne. Główna znajduje się niedaleko, bo w samym Amegakure. Są jeszcze trzy: w Kraju Wiatru, Kraju Wody i Kraju Błyskawic. Te są stosunkowo małe i przebywają w nich głównie nasi szpiedzy i inne osoby związane z organizacją. Poza tym, należy do nas parę posiadłości w każdym z Krajów, lecz tego akurat nie ma na mapie - stwierdził na koniec.
   Odwrócił się nagle w stronę drzwi, jakby coś zauważył lub usłyszał. Zaraz jednak znowu obdarzył Shiraia chłodnym spojrzeniem i spokojnie kontynuował swoją mowę.
   - Na razie tyle o tym. Wkrótce dowiesz się wszystkiego, ale teraz już nie ma na to czasu. Jeszcze dzisiaj dostaniesz płaszcz tej organizacji, który musisz zakładać, kiedy będziesz wychodził z siedziby. W nim masz wykonywać misje, chyba, że jakaś będzie wymagała dyskrecji.
   "Dlaczego miałbym go nosić? Przecież..."  myślał.
   - Bo to nasz znak rozpoznawczy - odparł bez chwili zastanowienia. Shirai, choć cały czas znajdował się w bezpiecznej odległości od niego i nie ruszał się z miejsca, stanął jak wryty. Jego oczy przypominały dwa spodki. a brwi uniosły się do góry. - Oprócz tego, powinieneś otrzymać pierścień, ale na razie wszystkie są już wykorzystywane. Zastanowię się, co z tym zrobić i zadecyduję, a wtedy poinformuję cię o tym. - W tym momencie zrobił krótką pauzę, zastanawiając się nad czymś. - Na razie chcę abyś pozostał tutaj, przynajmniej przez kilka dni. - oznajmił dobitnie.  - Jakieś pytania. - Bardziej stwierdził niż zapytał. Wydawało się, jakby czytał mu w myślach.
   - Jak? - zapytał Shirai, lecz szybko dorzucił, uśmiechając się ze zrozumieniem. - No tak. Nieważne. 
   Zza drzwi rozległo się pukanie. Zielonowłosy automatycznie odwrócił głowę w stronę, skąd dochodził dźwięk.
   - Wejść - krzyknął Lider władczym tonem, po czym zwrócił się do Shiraia, swoim zwyczajnym, zimnym i obojętnym głosem - Możesz już odejść.
   Shirai skinął mu głową na znak pożegnania i wyszedł, mijając po drodze dwójkę osób w ich "służbowych" płaszczach. Tym razem nie wyglądało na to, by ci mężczyźni interesowali go w jakikolwiek sposób. Zmierzył ich przelotnym spojrzeniem, co oni odwzajemnili.
   Gdy zbliżyli się do Lidera, ten od razu nakazał im mówić.
   - Nie żyją, ale to nie my ich zabiliśmy - oświadczył ze spokojem jeden z nich.
   - I nie wiecie kto to mógł być - dokończył rudowłosy za niego. - Zostawił wiadomość. Pokaż ją, Sasori.
   Posłusznie wykonał rozkaz. Tamten przebiegł wzrokiem po żółtym paśmie materiału, lekko zakrwawionym, na którym wypisane były słowa: "Zasłonięte oczy - odsłonięte. Żółtą wstęgą spowite."
   - Liderze, wiesz o co w tym chodzi? - zapytał blondyn. Przywódca spojrzał na niego, lecz nie odpowiedział.
   - Miał to obwinięte wokół głowy? - tym razem zdawał się pytać, choć nie byli do końca pewni, czy przypadkiem nie zastanawia się nad czymś na głos.
   - Tak - odparł Sasori pomimo tego. Lider cały czas obracał materiał w dłoniach, jakby szukał jeszcze czegoś. - Zastanawiam się, czy ta wiadomość była skierowana do nas - dorzucił po chwili pauzy.
   Rudowłosy nagle spojrzał  na blondyna stanowczym wzrokiem.
   - Deidara, wyjdź - rozkazał tonem nie znoszącym sprzeciwu.
   - Ale...- chciał powiedzieć, ale przed oczami zalśniło mu jasnofioletowe spojrzenie Lidera, w którym dostrzegł gniew i zniecierpliwienie. Od razu odwrócił się i wyszedł, przeklinając pod nosem.

   Siedział na łóżku opierając się o dużą poduszkę. Myśli krążące w jego głowie powoli odpływały daleko od niego, tak, że już nie potrafił ich pochwycić. Kolejna butelka sake opadła pusta na podłogę. Nie rozbiła się, wysokość nie była na tyle duża.
   - Ostatnia. A to pech - zaśmiał się, gdy popychał ją ku krawędzi łóżka. Humor znacznie mu się poprawił odkąd zanurzył swoje usta w kojącym smaku alkoholu.
   Musiał odpocząć. Odreagować. Zrelaksować się. Za dużo rzeczy wydarzyło się w zbyt krótkim czasie, a on nie miał nawet kiedy odetchnąć.
   Rozłożył się wygodnie na łóżku i popatrzył na sufit. Nic się nie zmieniło. Był taki sam jak zawsze. Szary, brudny i wprawiający go paskudny nastrój. Myśli znowu podpełzły mu do głowy, niczym zdradliwe węże.
   Odwrócił głowę.
   Nie wiedział co o tym sądzić. Czy ta zmiana wyjdzie mu na dobre? Kakuzu był jaki był, denerwował go już sam jego widok i gdyby mógł, najchętniej zabiłby go przy pierwszej nadarzającej się okazji. Jednak taka nigdy nie nadeszła, a ten bydlak nawet na chwilę nie spuszczał gardy. Był czujny jak ważka, gotowy do odparcia jego ataku o każdej porze dnia i nocy. Nienawidził go. Na samą myśl aż prychnął wściekle.
Ale Kakuzu pomimo tego, że był niemiłosiernie denerwujący, posiadał jedną rzecz, która działała na jego korzyść przy wszystkich kalkulacjach Hidana. Znał go. Zdążył go doskonale poznać i wiedział już do czego był zdolny. Wiedział, jak paskudny ma charakter i jak potrafi się z nim drażnić, ale też jakie posiada umiejętności. Wiele razy widział go podczas walki i miał świadomość, jakimi technikami dysponuje. A ten nowy? Nic o nim nie wiedział. Nie miał pojęcia na co go stać. Lecz  to nie niepokoiło go w tak dużym stopniu. Nie obawiał się śmierci, bo umrzeć nie mógł, ale było coś, co nie dawało mu spokoju. Nawet teraz nie mógł odpędzić od siebie tej okropnej myśli. A co, jeśli okaże się jeszcze bardziej irytujący niż Kakuzu? Będzie się musiał z nim użerać nie wiadomo ile. Znowu będzie chodził wściekły przez cały czas i znowu nie zazna spokoju nawet przez moment. A misje? Będą niekończącym się, nieznośnym obowiązkiem, drażniącym go od świtu do nocy.
   Przez chwile miał dziwne wrażenie, że już kiedyś go spotkał, albo przynajmniej widział.
   - Hidan, weź się w garść i nie pierdol głupot - powiedział, przyprowadzając siebie do porządku.
   Wstał i skierował się do łazienki. Tego było już za wiele. Przez to całe sake zaczynał mieć rozterki jak jakaś rozhisteryzowana nastolatka.

   Obudził się wcześnie rano. Zegarek, na który spojrzał zaspanym wzrokiem, wskazywał pięć minut po szóstej. Ziewnął przeciągle, gdy podnosił się do pozycji siedzącej. Nim wstał, przetarł jeszcze ręką nie do końca rozwarte powieki. Zaraz potem już szykował się do modlitwy. Należało, jak co dnia, oddać należytą cześć Jashinowi. Jako jego pokorny sługa, nie mógł tego pominąć.
   Kiedy poranny rytuał został skończony, Hidanowi w nieprzyjemny sposób dał o sobie znać pusty żołądek. Głośne burczenie sprawiło, że wyruszył na poszukiwanie jedzenia. W tym celu udał się do prowizorycznej kuchni, jaką ta organizacja, mimo wszystko, posiadała. Zazwyczaj można tam było znaleźć coś do jedzenia, jednak większość produktów była tak zwanym suchym prowiantem. Nie znaczyło to w żadnym razie, że nie należało spróbować szczęścia i poszukać czegoś smacznego. A nóż tym razem znajdzie się coś, co okaże się lepsze od sucharów z kawą.
    Wkroczył do kuchni w bojowym nastroju, gotowy nawet na ugotowanie czegoś, jeśli zaszłaby taka potrzeba. To co tam zobaczył, zdziwiło go. Przy stole, w rogu pomieszczenia, siedział, jedząc jakieś kanapki i czytając gazetę, nie kto inny, a Deidara. Nie krył swojego zaskoczenia. Nie dość, że rzadko można było kogoś tutaj spotkać, bo zazwyczaj nikt nie przesiadywał tu, w siedzibie, będąc na misjach lub w przyjemniejszych miejscach. Widok Deidary w dodatku o tak wczesnej porze, był czymś czego zupełnie się nie spodziewał.
   - Co ty tu robisz? - zagadnął wesoło i zaczął otwierać pierwsze z brzegu szafki. Z Deidarą pozostawał w neutralnych stosunkach, chociaż czasami zdarzyło się, że wyszli razem do jakiejś knajpy.
   - Nie widać, un - odparł, nie wychylając się nawet zza swojej gazety.
   Hidan akurat znalazł w dolnej półce kawę i herbatę. Wolał to drugie, zwłaszcza o tej porze. Po kawie z samego rana zazwyczaj chciało mu się spać.
   - Hidan... - Deidara odłożył gazetę i gdy przełknął ugryziony kęs, kontynuował - co to za nowy w naszej organizacji? Podobno Pein przydzielił go do ciebie?
   Siwowłosy nie przestawał przeszukiwać kolejnych szafek. Przyszła pora na następną, z dużymi szufladami.
   - Nie wiem - rzucił przez ramię. - Wczoraj się tylko z nim przywitałem. Nie gadałem z nim dłużej - przyjmując obojętny ton, odpowiedział zgodnie z prawdą.
   - Widziałem go tylko, ale nie wyglądał zbyt...przydanie, un - stwierdził blondyn, upijając kolejny łyk z kubka. - Wiesz jak się nazywa?
   - Czekaj, cholera - powiedział, gdy z kolejnej otworzonej szafki prawie wyleciałyby na niego źle poukładane naczynia. W ostatniej chwili złapał je i teraz próbował upchnąć z powrotem. Udało mu się po paru momentach i niezliczonej ilości przekleństw, jakie padły pod adresem feralnych garnków i talerzy. Gdy z zadowoleniem zamknął drzwiczki, odwrócił się w stronę blondyna, opierając się o krawędź blatu.
   - Jak on się nazywał? - zastanawiał się na głos. Jakoś nie mógł sobie przypomnieć jego imienia, chociaż nie powinien mieć z tym problemu. Po chwili namysłu udało mu się odnaleźć w pamięci poszukiwane informacje. - A, no tak. On miał na imię Shirai, z tego co pamiętam - oznajmił, po czym wrócił do poprzedniej czynności, jakim było grzebanie w półkach. Gdy tylko otworzył następną, już wiedział, że znalazł, czego szukał.
   - Shirai, Shirai... - powtarzał pod nosem Deidara, jakby zastanawiał się, czy nie zdarzyło mu się spotkać z tym imieniem - Ej, Hidan. Nie słyszałem nigdy o nim. Wiesz może skąd jest? Albo w ogóle coś więcej?
   - Mówiłem już, że nie - warknął, bo właśnie przez przypadek poparzył się, zapalając kuchenkę. Nie poddał się jednak tak łatwo i już zaraz ponowił próbę.
   - A co z Kakuzu? Teraz będzie sam chodził na misje, czy Pein zamierza przyjąć jeszcze kogoś?
   - Nic mnie to obchodzi co ten kretyn będzie teraz robił. Ale raczej będzie sam - właśnie uświadomił sobie, że to Kakuzu mógłby mieć nowego partnera. On przecież równie dobrze mógłby wykonywać misje samotnie! Dlaczego to on znowu musiał się z kimś użerać? Czuł, jak wściekłość w nim narasta. Że tez wcześniej o tym nie pomyślał.
   - O, witaj Danna! - przywitał się Deidara. Hidan, który nie zauważył jak czerwonowłosy wchodził do kuchni, teraz tylko odwrócił się na moment i skinął mu głową. Był właśnie w trakcie krojenia warzyw, które planował dorzucić do potrawy, jaką przygotowywał. Smażony ryż z mięsem i tym, co było pod ręką miał być idealnym posiłkiem na śniadanie.
   - Deidara, zbieraj się, mamy misję - Sasori poinformował oschle swojego partnera.
   - Nie...znowu? Dopiero co wróciliśmy - narzekał tamten, ale już szybko starał się dopić kawę.
   - Hidan, kim jest twój nowy partner? - tym razem czerwonowłosy zwrócił się do mieszającego swoją potrawę Hidana.
   - Ja nic nie wiem! - krzyknął wściekle, nie podnosząc wzroku znad patelni. Kto jeszcze miał zamiar wypytywać się go o tego świeżaka? Nie był żadnym punktem informacyjnym, w dodatku i tak nic nie wiedział. Nagłe zainteresowanie wszystkich nowy członkiem ich organizacji zaczęło już go drażnić. Jeśli chcieli się czegoś dowiedzieć, niech pytają Lidera, albo tego zielonowłosego głupka. Tylko niech dadzą mu już święty spokój.
   Sasori nie zareagował na jego arogancki ton. Zignorował to i wyszedł po prostu, spoglądając tylko wymownie na Deidarę, by ten się pośpieszył. Po chwili i blondyn opuścił pomieszczenie.
   Hidan westchnął. Patrzył, jak powoli jego jedzenie zaczyna nadawać się do spożycia. Mięso zaczynało pachnieć już naprawdę smakowicie.

   Po zjedzonym posiłku, zebrał wszystkie naczynia, które używał i umył je leniwie. Nie miał zamiaru zostawiać po sobie jakiegoś bajzlu, ale strasznie nie chciało mu się ich czyścić. Uporał się z nimi w miarę szybko i postanowił, że uda się do pobliskiej wioski. Planował zabawić się tam skoro wreszcie nadszedł dzień, w którym nie idzie na żadną misje. Po głowie przeszła mu też dosyć podstępna myśl, że jeśli wyjdzie teraz, to przynajmniej dopóki nie wróci to jej nie otrzyma. No, chyba, że Lider będzie na tyle niecierpliwy, że skontaktuje się z nim pomimo jego nieobecności...Ale to był już chyba najbardziej pesymistyczny scenariusz i Hidan nawet nie miał ochoty o nim myśleć.
   Idąc korytarzem minął Kisame i Itachiego. Przywitał się z nimi krótko i poszedł dalej. Za Uchihą nigdy nie przepadał, chociaż w sumie nic do niego nie miał. Zawsze jednak wydawał mu się taki wyniosły i niedostępny, dlatego też nie zdarzyło się, by zamienił z nim więcej niż dwa zdania. Obaj wyglądali na wyczerpanych po właśnie zakończonym zadaniu. Mógł zgadywać, że kierowali się do gabinetu Lidera.
   Wstąpił do swojego pokoju głównie w celu zabrania jakiejś niewielkiej sumy pieniędzy. Nie było sensu brać więcej, bo to groziłoby tym, że straciłby wszystko. Nigdy nie wiadomo, co przyjdzie człowiekowi do głowy, kiedy napełni ją pewną ilością procentów. Pamiętał jednak, że w takim stanie kasa zawsze znika o wiele szybciej, niż normalnie.
   Zabrał szukaną sumę i podszedł jeszcze do lusterka, by poprawić fryzurę. Jego odbicie miało bardzo nieprzyjemny wyraz twarzy. Malowało się na niej coś na kształt mieszanki gniewu i irytacji. A wszystko to za sprawą myśli, które ni stąd, ni zowąd pojawiły się w jego głowie. "Hidan, do mnie" miały mówić, a on już wiedział, o co chodzi.
   - A było tak blisko - westchnął, godząc się z losem. Nałożył płaszcz w czerwone chmurki i wyszedł, upewniając się, że jego skrytka na pieniądze jest niewidoczna dla "niewtajemniczonych".

   Zapukał trzy razy.Wszedł, gdy usłyszał wezwanie. Próbował odgadnąć po tonie Lidera co dla niego szykuje, ale był tak samo chłodny i beznamiętny jak zawsze.
   Gdy wszedł, ujrzał wewnątrz stojącego obok ich przywódcy Shiraia. Zawahał się na moment, lecz ten stan nie trwał długo. Po chwili odzyskał całą pewność siebie. Ku swojemu zdziwieniu, nie odezwała się w nim nawet, wcześniej pojawiająca się na myśl o nowym partnerze, złość. Ucieszyło go, że odzyskał swoje opanowanie i pozbył się głęboko skrywanych obaw. Nie było sensu martwić się na zapas. Co miało nastąpić, nastąpi i tak, czy się będzie tym przejmował, czy nie. A jeśli ten cały Shirai zacznie go drażnić tak, jak się obawiał, zabije go. Problem wtedy rozwiąże się sam.
   Tak w ogóle, skąd wzięły się te wcześniejsze wątpliwości? Tyle nerwów nie wiadomo o co. Przez myśl przeszło mu, że chyba tak naprawdę bał się nie człowieka, z którym miał współpracować,  bo to byłoby śmieszne, a samego faktu zmiany, jaka miała nastąpić. Stwierdził, że to dosyć dziwne i że musi nad tym jeszcze pomyśleć. W końcu nie zawsze nachodziły go takie psychologiczne koncepcje. To nie w jego stylu, ale skoro już przyszły, należało je wykorzystać w odpowiedni sposób i zastanowić się nad samym sobą.
   Zaśmiał się pod nosem idąc w kierunku mężczyzn. Gdyby wiedzieli o czym tak rozmyślał zbliżając się do nich... Miał nadzieję, że Pein w tamtym momencie nie czytał w jego myślach. To byłoby dosyć niezręczne.
   Stanął obok nich i czekał, aż Lider coś powie. Spodziewał się jednak tego, co miał usłyszeć.
   Popatrzył na zielonowłosego. Z jego twarzy nie dało się nic odczytać, oprócz jednej drobnej rzeczy. Cały czas unikał spojrzenia Lidera. Czyżby bał się go? A może coś ukrywał i nie chciał, by tamten grzebał w jego umyśle? Jeśli tak to i tak nie było sensu odwracać wzroku.
   "Nie z Peinem takie numery, oj nie." zakpił z niego w myślach.
   - Hidan, idziecie na misje do Kraju Ziemi. Niedaleko od granicy z Wodospadem znajduje się niewielka wioska. Musicie tam znaleźć dziecko o imieniu Miyo z klanu Daishi. Macie je schwytać i przetransportować do naszej siedziby w Kraju Wiatru. Hidan, zapamiętaj, że ma być żywe - spojrzał wymownie na siwowłosego, jakby przestrzegał go przed czymś, co jak myślał, ma zamiar zrobić. - To po pierwsze. Po drugie macie zabić wszystkich pozostałych mieszkańców. Nikt stamtąd, prócz dziecka, nie może pozostać przy życiu. Zrozumieliście?
   Pokiwali przytakująco głowami,
   - Ale dlaczego mamy ich zabić? - zapytał Shirai. Hidana zdziwiły jego słowa. Tutaj nikt nigdy nie pytał się, dlaczego ma kogoś zabić.
   - Bo ja tak mówię - odpowiedział mu Lider z nieskrywaną wyższością, co miało rozwiać wszelkie jego wątpliwości.
   Zielonowłosy nic już nie dodał.
   - Wyruszycie natychmiast - były to słowa, których Hidan najbardziej nie chciał usłyszeć dzisiejszego dnia - Zabierzcie wszystko co potrzebne, bo mogą wystąpić pewne problemy - poinformował ich ze spokojem, jak gdyby nie oznaczało to tego, co miał na myśli.
   - Jakie problemy? - spytał siwowłosy, nieco ożywiony. - ANBU?
   - Nie sądzę, ale chodzą słuchy, że klan ten zamówił do ochrony tego dziecka shinobi z Konohy. Nie są to sprawdzone informacje, ale lepiej miejcie to na uwadze. Ten dzieciak koniecznie musi znaleźć się w naszych rękach.
   - Bachor jest aż tak ważny? - zainteresował się ponownie Hidan. Miał dziwne wrażenie, że jego partner również chciał o to zapytać, ale go uprzedził.
   - Tak - potwierdził Lider krótko - Idźcie już i załatwcie to jak należy.

   Każdy z nich udał się do swojego pokoju po potrzebne rzeczy i broń. Hidan w okamgnieniu był gotowy i  już czekał przy wyjściu na swojego nowego towarzysza.
   Minuty mijały, a tamten się nie pojawiał. Postanowił wyjść na zewnątrz i poczekać na niego na świeżym powietrzu. Hidan powoli zaczynał się niecierpliwić. Próbował sobie nawet przypomnieć, czy aby na pewno powiedział zielonowłosemu gdzie mają się spotkać. Myślał i myślał, ale dałby sobie głowę uciąć, że wyraźnie poinformował go o wszystkim. Pamiętał nawet, że tamten nie odezwał się wtedy nawet słowem i szybko zniknął w innym korytarzu.
   Po kilku dłuższych chwilach zobaczył wreszcie Shiraia wychodzącego z ich siedziby. Trzymał nos tuż przed jakimś kawałkiem papieru i dosłownie nie odklejał od niego wzroku. Cudem tylko uniknął upadku, po tym, jak zahaczył stopą o ostatni stopień. Zachwiał się, ale ostatecznie udało mu się utrzymać równowagę wymachując energicznie rękami.
   Siwowłosy uśmiechnął się obserwując go, ponieważ wyglądało to przekomicznie. Shirai przez chwilę sprawiał wrażenie roztargnionego dziecka, które nie do końca zdawało sobie sprawę z tego, co się stało. Jednak kiedy tylko zauważył przyglądającego mu się mężczyznę, od razu przybrał kamienny wyraz twarzy, pozując na osobę poważną i beznamiętną. Jego chłopięce rysy jednak mu to trochę utrudniały.
   - Co ty tak właściwie robiłeś? - zapytał Hidan, który z trudem starał się zapanować nad swoim śmiechem.
   - Nic - odparł krótko, jakby to, co się wydarzyło, było rzeczą najnormalniejszą na świecie, zwłaszcza, dla członka organizacji skupiającej przestępców - nie mogłem znaleźć wyjścia. Z tej mapy trudno cokolwiek odczytać - dodał z wyrzutem, którego nie udało mu się zatuszować. Wsunął mapę do torby, którą zabrał ze sobą.
   Hidan nawet nie wiedział jak to skomentować. 
   Tamten patrzył się na niego, czekając, aż coś powie.
   - No co? - zapytał w końcu, kiedy zaczął już iść, a jego partner ciągle stał w miejscu. Znów zatrzymał się na moment.
   - Co teraz? Dokąd idziemy? - zawołał "nowy", doganiając go.
   - Jak do dokąd? Do Kraju Ziemi - wyjaśnił, chociaż nie rozumiał dlaczego to robi. - Słyszałeś przecież Lidera.
   - Tak, słyszałem - przypomniał sobie. - Ale nie jestem zbyt dobry w rozpoznawaniu kierunków świata. Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia jak tam dojść, ani gdzie teraz jesteśmy - zaczął się tłumaczyć. W jego głosie znowu było coś, co wywoływało w Hidanie uczucie, że jest idiotą, ponieważ nie zdaje sobie sprawy z tak oczywistych rzeczy.
   "Na kogo ja trafiłem?" pomyślał z przerażeniem Jashinista. Miał ochotę zaśmiać się głośno, ale wydało mu się to nagle jakoś nie na miejscu.
   Wszystko wskazywało na to, że będzie to długa i męcząca misja.


   Duży, wygodny, skórzany fotel wyjątkowo pięknie komponował się z klasycznym wystrojem obszernego gabinetu. Hebanowe biurko oraz kominek po przeciwnej stronie tylko dodawały temu pomieszczeniu uroku.
   Niczym na tronie królewskim, na owym fotelu siedział przystojny mężczyzna. Kaptur jego ciemnoszarego płaszcza był opuszczony, co pozwalało zobaczyć jego twarz w całej okazałości. Ogień płonący w kominku rzucał przytłumione światło, które odbijało się w złotych wzorach jego nakrycia.
   Zarówno gabinet, w którym się znajdował, jak i fotel, nie należały do niego.
   Podpierając głowę ręką, uważnie obserwował dwie inne osoby, które siłą wepchnęły do pomieszczenia jakiegoś mężczyznę. Był on w podeszłym wieku, a na jego pulchnej twarzy malowała się istna trwoga.
   - Nie! Błagam! Zrobię co zechcesz! Proszę! - powtarzał cały czas, wylewając przy tym strumienie łez.
   Na czworaka podszedł do biurka i ukląkł przed nim. Wpatrywał się błagalnym wzrokiem w osobę, która zajmowała teraz jego miejsce.
   Złożył ręce jak do modlitwy i kontynuował swoje błagania, panikując coraz bardziej:
   - Oszczędź mnie! Mam rodzinę! Oni mnie potrzebują! Błagam! Zapłacę ci ile tylko chcesz! Oddam wam wszystko!
   Mężczyzna siedzący za biurkiem prychnął z pogardą.
   Osoby, które wprowadziły tutaj staruszka, stojąc tuż obok, pilnowały, by nigdzie nie uciekł. Miały na sobie granatowe płaszcze z identycznym wzorem jak ich przystojny towarzysz.
   - ...cokolwiek chcesz! Wszystko! Tylko proszę...! - nie przestawał lamentować głośno. Jakiemuś postronnemu obserwatorowi mogłoby się wydawać, że tamten zachowuje się, jakby stanął twarzą w twarz z Bogiem będąc sądzie ostatecznym.
   Adresat tych błagań wydawał się już nieco znużony ich wysłuchiwaniem. Ziewnął, zasłaniając usta dłonią.
   - Bunta - zwrócił się do jednego z pilnujących staruszka osób - wziąłeś może wstęgę która leżała na stole? Bo mnie jakoś wyleciało to z głowy...
   - Którą? - zapytał tamten, sprawdzając zawartość swoich kieszeni.
   - Tę ze specjalną dedykacją, oczywiście - wygiął usta w paskudnym uśmiechu, który stanowczo nie pasował do jego pięknej twarzy.
   Butna odnalazł wreszcie poszukiwaną rzecz i pomachał nią z triumfem.
   Staruszek wpatrywał się w nich ze zgrozą. Przez chwilę nie odzywał się nawet słowem. Wtedy właśnie usłyszał to, czego obawiał się od początku.
   Mężczyzna siedzący za biurkiem skinął wymownie głową.
   - Dobrze! W takim razie skończmy to szybko. Ci shinobi z Suny zaraz tu będą. Musimy załatwić to przed nimi. Nie możemy dopuścić do tego, by szef znów poczuł się nami rozczarowany.
   Towarzysz Bunty dopadł staruszka, nim tamten zdążył krzyknąć. Jego oczy wydawały się gasnąć powoli.

***
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy czytają to opowiadanie :) Ale jeszcze bardziej dziękuję tym, którzy komentuję. Dzięki Wam stwierdziłam, że rzeczywiście nie ma sensu się ograniczać i na siłę skracać tego co napiszę ;p Miejmy nadzieję, że to nie była zła decyzja.
W sumie to początkowo miałam zupełnie inny plan na ten rozdział, ale uległ on całkowitej zmianie w trakcie pisania.
Shirai może znowu nie pokazuje się za często, ale jak widzicie, teraz już go nie pominę. W końcu ma misje razem z Hidanem^^
Na koniec spojrzenie Shiraia, kiedy zauważył, że Hidan go widział ^^ No, powiedzmy, że to było coś takiego. ;p

8 komentarzy:

  1. Zacznę od końca i powiem od razu, że chodź na początku zielone włosy nowego bohatera do mnie nie przemawiały, widząc to zdjęcie momentalnie zmieniłam zdanie. :3
    Ubolewam tylko nad tym, że również w tym rozdziale za wiele o nim nie napisałaś. Cóż, w końcu dosyć dziwnie byłoby, gdyby wszystkie informacje były wyjawione tak od razu, więc o co ja się w sumie czepiam... ;D
    Ale jestem bardzo ciekawa, może to dlatego.
    Co do długości rozdziałów, to oczywiście, że lepiej, żebyś się nie ograniczała. Ja osobiście uważam, że im dłuższy tym lepszy. :3
    Z tą wstążką robi się coraz ciekawiej, jak na razie nie mogę rozgryźć co ty tam wymyśliłaś, super, uwielbiam tego typu opowiadania. ;D
    Szczerze, to nie przepadam za Hidanem, bo zazwyczaj na blogach jest opisywany dość... Jak na mój gust odpychająco. Ty robisz to zupełnie inaczej i u ciebie to go normalnie pokochałam. :3
    Czekam na kolejny rozdział, pisz szybciutko, dużo weny. Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zielone włosy są śliczne! Cieszę się, że przemówiły do Ciebie xD
      Informacji o Shiraiu zdecydowałam się dozować powoli. Tak jak mówisz, jeśli podam je od razu, to nic z tego nie będzie. Zwłaszcza, że sporo tego.
      "Z tą wstążką" hehe, jak to zabrzmiało :) Staram się dobrze ukrywać i rozsiewać klimat tajemnicy, żeby wywołać większe zaskoczenie ^^ Cóż, pewnie i tak ostatecznie się nie uda, ale chociaż spróbuję.
      A co do Hidana, to jak już wspominałam, chciałam przedstawić go na swój sposób. Nie rozumiem, czemu zawsze wszyscy robią z niego zboczonego debila ;p Może to i trochę zabawne, ale czasami przydałoby się coś odmienić.
      I to, że podoba ci się, jak go opisuję, nawet nie wiesz ile dla mnie znaczy :)
      Dziękuję bardzo :*

      Usuń
  2. Oooo z rozdziału na rozdział robi się coraz ciekawiej! Rozdziały piszesz naprawdę drugie i mysle, że nie musisz się ograniczać. To nawet dobrze, że są takie długie :) Jaki przystojniak na tym zdjęciu xd Ale gdyby włosy miał inne to brałabym :D
    Ale i tak wole Hidana. Duzo sie nie dowiedziałam o drugim bohaterze, ale coś czuje że w następnym rozdziale bd sie działo :)

    Zapraszam na R6 również do siebie :)
    http://in-world-of-darkness.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nie będę :) A ja będę uparcie trwać przy tym, jak to ubóstwiam taki kolor włosów xD

      A propos rozdziału, to już przeczytany :D jakżeby mogło być inaczej ^^

      Usuń
  3. Super blog, to po pierwsze ^-^ podoba mi się pomysł z Hidanem, a Shirai... To Shirai ;3 okropnie kojarzy mi się ze mną, też często staram się sprawiać wrażenie poważnej, ale mi nie wychodzi x.x za to Shiraia wlosy... Zainspirowałas mnie do następnego koloru ^-^ ale na razie pozostanę niebieskowlosa xD po drugie, zauważyłam kilka błędów, a zwłaszcza powtórzenia, najczęściej 'nie' ale nie jestem pewna, czy to napewno błąd xD czasem niektóre zdania były trochę ciężko złożone, ale to była rzadkość. Błędów ortograficznych nie zauważyłam (albo byłam zbyt zaczytana). Po trzecie i ostatnie, moge powiedzieć tylko jedno - good job ;33 pozdrawiam i życzę dużo, dużo, duuuuuuuuuuużo weny

    ~Aoi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zainspirowałam do tego pięknego koloru włosów? To super :) Ale na serio masz niebieskie? ;p

      No tak, błędów na pewno jest cała masa, ale nawet jak czytam któryś raz z kolei, to nie mogę ich wyłapać. I rzeczywiście mam problem ze złożeniem zdań. Zazwyczaj piszę je za długie i często się gubię w nich. Staram się oduczyć tego i pisać krótsze, ale jak na razie wychodzi jak wychodzi :)

      Dziękuję i również pozdrawiam! :D

      Usuń
  4. Jestem pod wrażeniem. Pierwszy raz czytam bloga, w którym głównym bohaterem byłby Hidan, w dodatku w takiej postaci. Bardzo podoba mi się sposób w jaki go przedstawiłaś. To, że nie jest typowym zboczeńcem, naprawdę przypadło mi do gustu. Jego zachowania bywają zabawne, choć potrafi postępować również rozsądnie. Lubię trgo twojego Hidana.
    Podoba mi się twój styl, zwłaszcza opisy. Są według mnie naprawdę dobre. Umiesz ładnie opisywać miejsca i klimat, tak, że z łatwością mogę sobie wyobrazić dane miejsce.
    Fabuła, co tu dużo mówić, jest naprawdę oryginalna. Pierwszy raz się z taką spotykam. Jest tajemnicza i zawiera wiele sekretów, co sprawia tylko, że chcę je poznać. Jestem okropnie ciekawa kim są ci ludzie zabijający i zostawiający dziwne, niezrozumiałe wiadomości. Szczególnie ciekawi mnie jaki mają w tym cel i co chcą osiągnąć. No bo nie ma zielonego pojęcia po co to robią.
    Shirai jak na razie wydaje mi się zagadkową postacią. Sam jego wygląd podoba mi się i to bardzo. Co do charakteru, jeszcze nie do końca wiem jak go określić. Momentami wydaje się uroczy, ale czasem trochę poważny i hmm... dumny? wyniosły?
    Zobaczymy jak potoczy się ich misja. Na pewno jeszcze tu wpadnę, bo naprawdę zainteresowało mnie to opowiadanie. Huehuehue. Fajne.
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za tak miły komentarz :) Nawet nie wiesz ile radości mi nim sprawiłaś ^^ Mam nadzieję, że odwiedzisz jeszcze mojego bloga, a ja nie zawiodę Cię kolejnymi rozdziałami.
    Również pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń