20.06.2013

Rozdział 1: Męczące niepowodzenie.

   Bar, jak każdy inny bar. Nie wyróżniał się niczym szczególnym. Wprost przeciwnie, jego wygląd, zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz, był do znudzenia typowy. Klimat też przypominał ten znany z każdego podobnego miejsca. Zwłaszcza wieczorem, kiedy znajdowało się w nim mnóstwo ludzi. Pijanych, prawie pijanych i tych, którzy uważali, że pijanie nie są. Oczywiście, mylili się. Niestety, przekonywali się o tym zazwyczaj nie w porę.
   Woń alkoholu dla tych ludzi nie była niczym nowym. Nawet dym papierosowy przestał być nieznośny. Przyzwyczaili się. Do wszystkiego w końcu można. A zapachy te, przeplatały się tutaj dodatkowo z intensywną zgniłą wonią. Nikt nie pytał skąd się bierze. Nie było po co. Z resztą, czasami lepiej schować swą ciekawość do kieszeni.
   Bar nosił nazwę "Koi Sakana"*, choć ryby serwowano tu rzadko. Właściciel tłumaczył się utrudnieniami związanymi z transportem oraz tym, że nieświeżych ryb podwał nie będzie. Raczej jednak nie wierzono w jego uczciwość. Do szczerych osób nie należał, co wiadomo było nie od dzisiaj. Choć lokal znajdował się z dala od jakiejkolwiek wioski, nie cierpiał na brak popularności. Co wieczór sala zapełniała się niemal w całości. Każdy ze stolików okupowany był przez masę ludzi. I to właśnie oni byli tym, co wyróżniało tę knajpę spośród innych. Niewybredna klientela składała się niemal w całości z ludzi wyjętych spod prawa. Można tu było spotkać najróżniejszych zbirów, tych bardzo groźnych oraz tych tylko trochę. Od czasu do czasu zdarzali się też tacy, których ci wymienieni wcześniej omijali z daleka. Wchodzenie im w drogę zdecydowanie nie było najlepszym pomysłem, a nikt nie chciał przecież psuć sobie nastroju (ewentualnie stracić życia). Przychodzili tu po to by się napić, a nie pracować...
   Tego dnia, a dokładniej wieczoru, w tle głośnych krzyków i przekleństw słychać było muzykę. Jacyś wędrowni grajkowie zatrzymali się tu na noc. Była ich tylko czwórka, jednak jak później zauważono, byli niezwykle utalentowani. Właściciel za zagranie paru utworów obiecał obniżyć im opłatę za nocleg. Grali więc, lecz po pary godzinach i paru butelkach sake wychodziło im to coraz bardziej "radośnie". Lecz nie zostali wygwizdani. Widocznie dopasowali się idealnie do gustów słuchaczy.
   Przy jednym ze stolików, znajdujących się w nieco zaciemnionym rogu sali, siedział samotnie mężczyzna, popijający co jakiś czas ze sporego kufla. Podpierał ręką głowę, znużony bezczynnością. Obserwował bez większego zainteresowania kilku typków, siedzących parę stolików przed nim. Grali oni w pokera. Zachowywali się nadzwyczaj hałaśliwie, nawet jak na tutejsze warunki. W dodatku jeden z nich rzucał wszystkim co wpadło mu w ręce, gdy widocznie miał słabszą passę. Zaczynało go to drażnić.
   Lecz nie to denerwowało go najbardziej. Powoli do szału doprowadzało go czekanie. Nie należał do osób szczególnie niecierpliwych, ale siedział tu już od południa. Miał dosyć.
- Pieprzony Kakuzu mógłby już przyjść...- mruczał pod nosem, dodając do tego wiązankę przekleństw. Marny trunek odrobinę łagodził jego złość. Postanowił więc napełnić kufel po raz kolejny.
   Czas płynął, a jego kompan się nie zjawiał. Przeczesał dłonią swoje jasne, siwe włosy. Typki od pokera przeszli w agresywną fazę upojenia alkoholowego i zaczepiali kogo tylko się dało.
"Zaraz ich zabiję" pomyślał, kiedy jeden z nich omal nie ciął kunaiem jednego z kelnerów. "Niech tylko spróbują na mnie spojrzeć...".
W tej samej chwili niespodziewanie przysiadła się do niego jakaś kobieta. Spojrzał na nią. Miała długie, ciemne włosy splecione w warkocz. Twarz pokrywał lekki makijaż. Zdradzał ją jedynie strój, który wskazywał jednoznacznie na wykonywany zawód. Mimo tego musiał przyznać, że była całkiem ładna.
Wpatrywała się przez niego w chwilę. On nie powiedział nawet słowa, ale również patrzył na nią. Zauważył, że jej oczy były ciemnoniebieskie, prawie granatowe. W dodatku naprawdę duże.
W końcu kobieta odezwała się, siląc się na zachęcający ton:
- Siedzisz tu już dosyć długo – zaczęła – czyżbyś na kogoś czekał?
- Może – odpowiedział prawie lekceważąco.
- Rozumiem. To nie moja sprawa - mówiła, nie zrażając się, cały czas patrząc na niego spod długich rzęs – ale pomyślałam, że może czujesz się trochę samotny. No wiesz...sam w barze, taki przystojny mężczyzna. Chodzi o kobietę? - Tak jak sama powiedziałaś, nie twoja sprawa – sarknął.    „Czyżbym za dużo wypił, że wdaję się w pogawędkę z prostytutką? Zaśmiał się w myślach. „Chyba pora spasować.” Uśmiechnął się ironicznie i odstawił kufel. Niestety pusty.
- No tak. To zawsze boli. – Nie dawała za wygraną - Na pewno bardzo cię zraniła...
   „O czym ona gada?”
- ...ale wiesz, ja znam sposób na to, żeby uleczyć złamane serce...
   „Pojebało ją?”
- ...wystarczy, że pójdziesz ze mną na górę, a ja zajmę się – w tym miejscu oparła się łokciami o stół i nachyliła, by jej dekolt był bardziej widoczny - twoją zmęczoną duszą – specjalnie na koniec obniżyła ton, by stał się bardziej seksowny.
   „A może by jednak...? Ale przecież...”
- Nie wahaj się – kusiła, zauważając jego niepewność. - Potrafię zadbać o każdego faceta. Zabiorę cię żywcem do nieba, przystojniaku – wykrzywiła usta w pożądliwym uśmiechu.
   Następnie rozchyliła je lekko i polizała górną wargę. Cały czas patrząc się mu w oczy, pogłaskała go po policzku.    Ten jednak złapał ją gwałtownie za nadgarstek i odwiódł od siebie jej rękę.
- Boli...- syknęła, wykrzywiając twarz w grymasie bólu.
- Nie miej mi tego za złe, ale nie skorzystam.
   Puścił ją, po czym wstał od stołu. Już zbierał swoje rzeczy, kiedy ta jeszcze rzuciła:
- Cóż, może jeszcze kiedyś się zdecydujesz – mrugnęła do niego. Następnie odeszła w głąb sali, nie obdarzając go nawet spojrzeniem.
   „Może” – powtórzył w myślach. „Chyba kiedy będę pijany jak trup. Ale przyznaję, wyglądała całkiem całkiem z każdej strony... ”.
   Wziął wszystko i skierował się do wyjścia. Po drodze musiał przejść nad jakimś cuchnącym facetem, leżącym na samym środku przejścia. Początkowo chciał na niego stanąć, ale ostatecznie nie zdecydował się. Nie chciał pobrudzić butów.    Na zewnątrz panował już mrok. Gwiazdy toczyły nierówną walkę z ciemnymi chmurami napływającymi od wschodu. Świeże powietrze sprawiło, że przypomniał sobie wcześniejszy nastrój oraz powód swojej frustracji. Czekanie, czekanie, czekanie...na samą myśl powoli dostawał szału.
Postanowił, że następnym razem to on zostawi Kakuzu i każe mu czekać w nieskończoność. Tak, to będzie prawdziwa zemsta. Zaśmiał się w duchu. Z każdą chwilą jego umysł podsuwał mu nowe złośliwości. Zdecydował się je zrealizować...kiedyś.
   "Jak go dopadnę..." wyobrażał sobie. "Ciekawe, czy Jashin przyjąłby taką ofiarę" zastanawiał się. W tej samej chwili zobaczył sylwetkę zbliżającego się Kakuzu. Z trudem opanował nerwy. Gdy był tuż obok, popatrzył wyczekująco na partnera.
- Wracamy - rzucił tamten, zdecydowanie zbyt zdawkowo.
- Nie dowiedziałeś się kto to zrobił? - zapytał podirytowany. Nie po to siedział tu tyle czasu, aby teraz otrzymać tak krótką odpowiedź.
- Nie. Nikt nic nie wie.
- To trzeba było zrobić tak, żeby wiedzieli - prychnął. - Kakuzu, no nie mów, że nie chciao ci się okazać im swojego wielkiego serca. Na pewno nikt nie pozostałby obojętny na to uczucie...
- Bardzo zabawne Hidan. Widzę, że humor ci dopisuje - dociął.
- Nawet mnie nie denerwuj...- już miał wyrzucić mu to, jak bardzo wkurzyło go to całe czekanie, ale powstrzymał się. Nie da mu tej satysfakcji.
Zrezygnował. Nic więcej z niego nie wydusi. Nawet nie warto próbować.
- Trudno. Żadnej kasy nie będzie... Co za pech...a naszukaliśmy się go cały dzień...- musiał jeszcze trochę podrażnić Kakuzu. Wiedział, co najlepiej na niego podziała.
- Zamknij się Hidan.
   Srebrnowłosy założył płaszcz. Na zewnątrz było znacznie chłodniej niż w środku. Po tak gorącym dniu, różnica temperatur dawała swoje. Że też zauważył to dopiero teraz...
   Dwaj mężczyźni w barwach organizacji nazywającej siebie Akatsuki, skierowali się do swojej ukrytej siedziby.

   Dotarli o świcie. Pierwsze promienie słońca nie obnażały sekretnego wejścia. Żaden niewtajemniczony człowiek nie był w stanie go znaleźć, zwłaszcza o tej porze dnia. Oni odszukali je bez trudu. Wykonali klika skomplikowanych pieczęci, było to kolejne zabezpieczenie przed obcymi. Następnie zeszli długimi, kamiennymi schodami na dół. W końcu ich kryjówka znajdowała się pod ziemią. Głęboko pod ziemią.
   Przeszli długim korytarzem, w którym panował mrok. Po pokonaniu paru zakrętów, znaleźli się w części, która w porównaniu do poprzedniej, była, choć w niewielkim stopniu, oświetlona. Nie stanowiło to dla nich problemu, nie pierwszy raz się tu znajdowali.
   Jeszcze jakiś czas kluczyli krętymi tunelami, by dotrzeć do właściwego miejsca.
   Zapukali. Odpowiedziało im krótkie wezwanie. Szybko weszli do środka.
   Miejsce w którym się znaleźli, było w pewnym sensie gabinetem ich lidera. Nie przypominało jednak żadnego biura. Panował tu chaos, który jednak nie przeszkadzał ich szefowi. Całą sporą salę, której ściany wysadzone były płytami kamiennymi, zajmowały najrozmaitsze rzeczy. Dookoła leżały sterty książek o najróżniejszej tematyce, począwszy od historii, a skończywszy na jutsu medycznym. Towarzyszyły im stosy zwojów, teczek oraz luźno porozrzucanych kartek. Tych ostatnich najwięcej znajdowało się na znacznej wielkości drewnianym stole stojącym przy jednej ze ścian. Trzeba podkreślić, że był to tam jedyny mebel. Nie sposób jeszcze nie wspomnieć o porozwieszanych na ścianach broniach i narzędziach tortur, które budziły strach u każdego, kto znalazł się tam nie z własnej woli.
    Kakuzu i Hidan nie należeli jednak do grona tych osób. Nie w takim sensie, mówiąc dokładniej. Bo każdy z nich nieszczególnie przepadał za rozmową z liderem. Człowiek ten, o rudych włosach, posiadał twarz, która zwracała na siebie uwagę sporą ilością kolczyków. Lecz jego wygląd nie budził niechęci. Ożywiało ją spojrzenie, zdające się przeszywać na wskroś osobę, która miała pecha znaleźć się w jego towarzystwie. Wywoływało to nieprzyjemne uczucie, całkiem słusznie z resztą.
    Gdy weszli, lider stał pochylony nad leżącym na stole kawałkiem papieru i kreślił jakieś znaki. Kiedy zbliżyli się, zauważyli, że to jakaś mapa lub plan. Nie byli w stanie sprecyzować.
- Mówcie - polecił, odwracając się w ich stronę.
- Misja nie powiodła się - zaczął Kakuzu, pewnie, pomimo okoliczności.
   Lider nie skomentował tego. Spojrzał tylko na niego znacząco, by kontynuował.
- Nasz cel nie żył, kiedy się zjawiliśmy.
- Samobójstwo? - spytał rudowłosy, jakby od niechcenia. Oparł się o krawędź stołu i wziął do ręki jedną ze swoich kartek.
- Nie. Gdy dotarliśmy na miejsce był już w kostnicy. Popytałem ludzi, wszyscy mówią, że to morderstwo. Podobno miał odcięte obie ręce. Nie sądzę, by sam to sobie zrobił - zauważył.
   Hidan tylko przysłuchiwał się kiedy rozmawiali. Jakoś nie czuł potrzeby wtrącania się. Czekał aż skończą, miał nadzieję, że szybko.
- A znaleźliście to?
- Nie, musiał gdzieś ukryć. Na razie nic nie znajdziemy. W jego pokoju nie było żadnych wskazówek.
   Lider zamyślił się na moment. Był wyraźnie niezadowolony. Położył papier ponownie na stole, po czym spojrzał Kakuzu w oczy. Ten nie odwrócił wzroku.
- Kukuzu. Jest jeszcze coś - stwierdził rudowłosy po chwili.
- Jeszcze coś? - zainteresował się Hidan. Kakuzu o niczym więcej mu nie opowiadał.
- Tak - potwierdził tamten, choć niepotrzebnie - jeden z prowadzących śledztwo wyjawił mi coś, kiedy go przycisnąłem. Podobno znaleźli przy nim jakąś wiadomość. Nikt z nich nie domyśla się, co może znaczyć...
- Jak brzmi? - przerwał mu szef ożywiony.
-  "Żółte wstęgi zawisną. Na żółtych wstęgach zawisną. Niewierni." - zacytował, - Dokładnie tak.
- Na pewno?
- Jestem pewien - potwierdził Kakuzu.
- Co to znaczy, Liderze? - zapytał Hidan, który momentalnie zaciekawił się całą sprawą.
- Nie wiem - odparł. - Jeszcze. - Ale się dowiem. - Dodał po chwili.
- Trochę to bez sensu...To brzmi jak sowa jakiegoś szaleńca - myślał na głos srebrnowłosy.
- Takiego jak ty? To bardzo w twoim stylu - dogryzł mu Kakuzu.
    Już miał mu dogadać, ale przerwał mu Lider.
- Hidan, idziesz na następną misję. Sam. Kakuzu, możesz już iść.
   Ten od razu wyszedł, nie powiedziawszy nawet słowa.
- Kiedy? - zapytał, niezbyt inteligentnie siwy.
- Teraz - odparł krótko. - Masz tu instrukcje. To nic skomplikowanego. Nie muszę ci nic tłumaczyć. Idź już.
- No dobrze - odrzekł Hidan.
   Nie podobało mu się to. Nawet bardzo. Dopiero co wrócił z jednej misji, a tu już następna. Nawet nie miał chwili by odpocząć. Czuł, że to niesprawiedliwe, jeśli miał prawo o czymkolwiek tak sądzić. Poza tym był zmęczony. Długie, nudne czekanie jest naprawdę wyczerpujące. Może nawet bardziej od długiej wędrówki.
   "Cholera" zaklął w myślach, po czym zerknął na kartkę. Zawierała wszystkie szczegóły dotyczące jego nowej misji. Rzeczywiście, nie było to nic wymyślnego. Musiał zabić człowieka, który do tej pory dostarczał im informacji. Był on członkiem jakiejś większej grupy złodziei. To nie stwarzało jednak żadnego problemu. Wprost przeciwnie, ułatwiało sprawę. Z resztą, przecież poradziłby sobie nawet z czymś większym.
- Jest dobrze, bo nie jest źle – zażartował. Idąc samotnie zdarzało mu się mówić do siebie, czasem do Jashina. Nie uważał tego za nic złego.
"Przynajmniej nie będę się musiał męczyć z Kakuzu" uświadomił sobie Hidan, co od razu poprawiło mu humor.
      Zatrzymał się w pierwszej lepszej gospodzie. Stwierdził, że musi się wreszcie wyspać jak człowiek. Misja może poczekać. Należy mu się przecież jakaś wolna chwila.
- Jashinie, pora odpocząć jak człowiek – szepnął zadowolony z perspektywy znalezienia się w łóżku.


*Koi sakana - ciemna ryba

4 komentarze:

  1. Podoba mi się twój styl pisania i co więcej muszę stwierdzić, że masz bardzo oryginalną tematykę, przynajmniej ja nie trafiłam jeszcze nigdy na bloga, który byłby poświęcony Hidanowi. Między innymi własnie ty mnie bardzo zainteresowałaś. :3 Bardzo ciekawa jestem tej wiadomości, Hidan miał rację mówiąc, że brzmi jak słowa szaleńca. Czekam więc z niecierpliwością do następnego rozdziału, o którym mam nadzieję mnie powiadomisz? :) Życzę ci dużo weny i zapraszam do siebie: sasuke-i-erin.blog.pl
    Pozdrawiam. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykle czegoś zapomnę... -,-
      Dodaję z przyjemnością twojego bloga do linków. :3

      Usuń
    2. Dziękuję bardzo :) Oczywiście, że Cię powiadomię!
      Co do tematyki, jest, a przynajmniej kiedyś było, kilka blogów o Hidanie. Nie wiem, więc, czy można uznać ją za taką oryginalną, ale cieszę się, że tak uważasz.
      :)

      Usuń
    3. Jeśli jesteś zainteresowana to zapraszam na nowy rozdział:
      sasuke-i-erin.blog.pl
      Pozdrawiam serdecznie. :3

      Usuń