Bar, jak każdy inny bar. Nie wyróżniał się
niczym szczególnym. Wprost przeciwnie, jego wygląd, zarówno
wewnątrz jak i na zewnątrz, był do znudzenia typowy. Klimat też
przypominał ten znany z każdego podobnego miejsca. Zwłaszcza
wieczorem, kiedy znajdowało się w nim mnóstwo ludzi. Pijanych,
prawie pijanych i tych, którzy uważali, że pijanie nie są.
Oczywiście, mylili się. Niestety, przekonywali się o tym zazwyczaj
nie w porę.
Woń alkoholu dla tych ludzi nie była niczym nowym.
Nawet dym papierosowy przestał być nieznośny. Przyzwyczaili się.
Do wszystkiego w końcu można. A zapachy te, przeplatały się tutaj
dodatkowo z intensywną zgniłą wonią. Nikt nie pytał skąd się
bierze. Nie było po co. Z resztą, czasami lepiej schować swą
ciekawość do kieszeni.
Bar nosił nazwę "Koi Sakana"*, choć ryby
serwowano tu rzadko. Właściciel tłumaczył się utrudnieniami
związanymi z transportem oraz tym, że nieświeżych ryb podwał nie
będzie. Raczej jednak nie wierzono w jego uczciwość. Do szczerych
osób nie należał, co wiadomo było nie od dzisiaj. Choć lokal
znajdował się z dala od jakiejkolwiek wioski, nie cierpiał na brak
popularności. Co wieczór sala zapełniała się niemal w całości.
Każdy ze stolików okupowany był przez masę ludzi. I to właśnie
oni byli tym, co wyróżniało tę knajpę spośród innych.
Niewybredna klientela składała się niemal w całości z ludzi
wyjętych spod prawa. Można tu było spotkać najróżniejszych
zbirów, tych bardzo groźnych oraz tych tylko trochę. Od czasu do
czasu zdarzali się też tacy, których ci wymienieni wcześniej
omijali z daleka. Wchodzenie im w drogę zdecydowanie nie było
najlepszym pomysłem, a nikt nie chciał przecież psuć sobie
nastroju (ewentualnie stracić życia). Przychodzili tu po to by się
napić, a nie pracować...
Tego dnia, a dokładniej wieczoru, w tle głośnych
krzyków i przekleństw słychać było muzykę. Jacyś wędrowni
grajkowie zatrzymali się tu na noc. Była ich tylko czwórka, jednak
jak później zauważono, byli niezwykle utalentowani. Właściciel
za zagranie paru utworów obiecał obniżyć im opłatę za nocleg.
Grali więc, lecz po pary godzinach i paru butelkach sake wychodziło
im to coraz bardziej "radośnie". Lecz nie zostali
wygwizdani. Widocznie dopasowali się idealnie do gustów słuchaczy.
Przy jednym ze stolików, znajdujących się w nieco
zaciemnionym rogu sali, siedział samotnie mężczyzna, popijający
co jakiś czas ze sporego kufla. Podpierał ręką głowę, znużony
bezczynnością. Obserwował bez większego zainteresowania kilku
typków, siedzących parę stolików przed nim. Grali oni w pokera.
Zachowywali się nadzwyczaj hałaśliwie, nawet jak na tutejsze
warunki. W dodatku jeden z nich rzucał wszystkim co wpadło mu w
ręce, gdy widocznie miał słabszą passę. Zaczynało go to
drażnić.
Lecz nie to denerwowało go najbardziej. Powoli do
szału doprowadzało go czekanie. Nie należał do osób szczególnie
niecierpliwych, ale siedział tu już od południa. Miał dosyć.
- Pieprzony Kakuzu mógłby już przyjść...- mruczał pod nosem,
dodając do tego wiązankę przekleństw. Marny trunek odrobinę
łagodził jego złość. Postanowił więc napełnić kufel po raz
kolejny.
Czas płynął, a jego kompan się nie zjawiał.
Przeczesał dłonią swoje jasne, siwe włosy. Typki od pokera
przeszli w agresywną fazę upojenia alkoholowego i zaczepiali kogo
tylko się dało.
"Zaraz ich zabiję" pomyślał, kiedy jeden z nich omal
nie ciął kunaiem jednego z kelnerów. "Niech tylko spróbują
na mnie spojrzeć...".
W tej samej chwili niespodziewanie przysiadła się do niego
jakaś kobieta. Spojrzał na nią. Miała długie, ciemne włosy
splecione w warkocz. Twarz pokrywał lekki makijaż. Zdradzał ją
jedynie strój, który wskazywał jednoznacznie na wykonywany zawód.
Mimo tego musiał przyznać, że była całkiem ładna.
Wpatrywała się przez niego w chwilę. On nie powiedział nawet
słowa, ale również patrzył na nią. Zauważył, że jej oczy były
ciemnoniebieskie, prawie granatowe. W dodatku naprawdę duże.
W końcu kobieta odezwała się, siląc się na zachęcający ton:
- Siedzisz tu już dosyć długo – zaczęła – czyżbyś na
kogoś czekał?
- Może – odpowiedział prawie lekceważąco.
- Rozumiem. To nie moja sprawa - mówiła, nie zrażając się,
cały czas patrząc na niego spod długich rzęs – ale pomyślałam,
że może czujesz się trochę samotny. No wiesz...sam w barze, taki
przystojny mężczyzna. Chodzi o kobietę?
- Tak jak sama powiedziałaś, nie twoja sprawa – sarknął.
„Czyżbym za dużo wypił, że wdaję się w pogawędkę z
prostytutką? Zaśmiał się w myślach. „Chyba pora spasować.”
Uśmiechnął się ironicznie i odstawił kufel. Niestety pusty.
- No tak. To zawsze boli. – Nie dawała za wygraną - Na
pewno bardzo cię zraniła...
„O czym ona gada?”
- ...ale wiesz, ja znam sposób na to, żeby uleczyć złamane
serce...
„Pojebało ją?”
- ...wystarczy, że pójdziesz ze mną na górę, a ja zajmę
się – w tym miejscu oparła się łokciami o stół i nachyliła,
by jej dekolt był bardziej widoczny - twoją zmęczoną duszą –
specjalnie na koniec obniżyła ton, by stał się bardziej
seksowny.
„A może by jednak...? Ale przecież...”
- Nie wahaj się – kusiła, zauważając jego niepewność. -
Potrafię zadbać o każdego faceta. Zabiorę cię żywcem do nieba,
przystojniaku – wykrzywiła usta w pożądliwym uśmiechu.
Następnie rozchyliła je lekko i polizała górną wargę. Cały
czas patrząc się mu w oczy, pogłaskała go po policzku.
Ten jednak złapał ją gwałtownie za nadgarstek i odwiódł od
siebie jej rękę.
- Boli...- syknęła, wykrzywiając twarz w grymasie bólu.
- Nie miej mi tego za złe, ale nie skorzystam.
Puścił ją, po czym wstał od stołu. Już zbierał swoje
rzeczy, kiedy ta jeszcze rzuciła:
- Cóż, może jeszcze kiedyś się zdecydujesz – mrugnęła
do niego. Następnie odeszła w głąb sali, nie obdarzając go
nawet spojrzeniem.
„Może” – powtórzył w myślach. „Chyba kiedy będę
pijany jak trup. Ale przyznaję, wyglądała całkiem całkiem z
każdej strony... ”.
Wziął wszystko i skierował się do wyjścia. Po drodze musiał
przejść nad jakimś cuchnącym facetem, leżącym na samym środku
przejścia. Początkowo chciał na niego stanąć, ale ostatecznie
nie zdecydował się. Nie chciał pobrudzić butów.
Na zewnątrz panował już mrok. Gwiazdy toczyły nierówną
walkę z ciemnymi chmurami napływającymi od wschodu. Świeże
powietrze sprawiło, że przypomniał sobie wcześniejszy nastrój
oraz powód swojej frustracji. Czekanie, czekanie, czekanie...na samą
myśl powoli dostawał szału.
Postanowił, że następnym razem to on zostawi Kakuzu i każe mu
czekać w nieskończoność. Tak, to będzie prawdziwa zemsta.
Zaśmiał się w duchu. Z każdą chwilą jego umysł podsuwał mu
nowe złośliwości. Zdecydował się je zrealizować...kiedyś.
"Jak go dopadnę..." wyobrażał sobie. "Ciekawe, czy Jashin przyjąłby taką ofiarę" zastanawiał się. W tej samej
chwili zobaczył sylwetkę zbliżającego się Kakuzu. Z trudem
opanował nerwy. Gdy był tuż obok, popatrzył wyczekująco na
partnera.
- Wracamy - rzucił tamten, zdecydowanie zbyt zdawkowo.
- Nie dowiedziałeś się kto to zrobił? - zapytał podirytowany.
Nie po to siedział tu tyle czasu, aby teraz otrzymać tak krótką
odpowiedź.
- Nie. Nikt nic nie wie.
- To trzeba było zrobić tak, żeby wiedzieli - prychnął. - Kakuzu, no nie mów, że nie chciao ci się okazać im swojego wielkiego serca. Na pewno nikt nie pozostałby obojętny na to uczucie...
- Bardzo zabawne Hidan. Widzę, że humor ci dopisuje - dociął.
- Nawet mnie nie denerwuj...- już miał wyrzucić mu to, jak bardzo wkurzyło go to całe czekanie, ale powstrzymał się. Nie da mu tej satysfakcji.
Zrezygnował. Nic więcej z niego nie wydusi. Nawet nie warto próbować.
- Trudno. Żadnej kasy nie będzie... Co za pech...a naszukaliśmy się go cały dzień...- musiał jeszcze
trochę podrażnić Kakuzu. Wiedział, co najlepiej na niego
podziała.
- Zamknij się Hidan.
Srebrnowłosy założył płaszcz. Na zewnątrz było
znacznie chłodniej niż w środku. Po tak gorącym dniu, różnica
temperatur dawała swoje. Że też zauważył to dopiero teraz...
Dwaj mężczyźni w barwach organizacji nazywającej
siebie Akatsuki, skierowali się do swojej ukrytej siedziby.
Dotarli o świcie. Pierwsze promienie słońca nie
obnażały sekretnego wejścia. Żaden niewtajemniczony człowiek nie
był w stanie go znaleźć, zwłaszcza o tej porze dnia. Oni
odszukali je bez trudu. Wykonali klika skomplikowanych pieczęci,
było to kolejne zabezpieczenie przed obcymi. Następnie zeszli
długimi, kamiennymi schodami na dół. W końcu ich kryjówka
znajdowała się pod ziemią. Głęboko pod ziemią.
Przeszli długim korytarzem, w którym panował mrok.
Po pokonaniu paru zakrętów, znaleźli się w części, która w
porównaniu do poprzedniej, była, choć w niewielkim stopniu,
oświetlona. Nie stanowiło to dla nich problemu, nie pierwszy raz
się tu znajdowali.
Jeszcze jakiś czas kluczyli krętymi tunelami, by
dotrzeć do właściwego miejsca.
Zapukali. Odpowiedziało im krótkie wezwanie. Szybko
weszli do środka.
Miejsce w którym się znaleźli, było w pewnym
sensie gabinetem ich lidera. Nie przypominało jednak żadnego biura.
Panował tu chaos, który jednak nie przeszkadzał ich szefowi. Całą
sporą salę, której ściany wysadzone były płytami kamiennymi,
zajmowały najrozmaitsze rzeczy. Dookoła leżały sterty książek o
najróżniejszej tematyce, począwszy od historii, a skończywszy na
jutsu medycznym. Towarzyszyły im stosy zwojów, teczek oraz luźno
porozrzucanych kartek. Tych ostatnich najwięcej znajdowało się na
znacznej wielkości drewnianym stole stojącym przy jednej ze ścian.
Trzeba podkreślić, że był to tam jedyny mebel. Nie sposób
jeszcze nie wspomnieć o porozwieszanych na ścianach broniach i
narzędziach tortur, które budziły strach u każdego, kto znalazł
się tam nie z własnej woli.
Kakuzu i Hidan nie należeli jednak do grona
tych osób. Nie w takim sensie, mówiąc dokładniej. Bo każdy
z nich nieszczególnie przepadał za rozmową z liderem. Człowiek
ten, o rudych włosach, posiadał twarz, która zwracała na siebie
uwagę sporą ilością kolczyków. Lecz jego wygląd nie budził
niechęci. Ożywiało ją spojrzenie, zdające się przeszywać na
wskroś osobę, która miała pecha znaleźć się w jego
towarzystwie. Wywoływało to nieprzyjemne uczucie, całkiem słusznie
z resztą.
Gdy weszli, lider stał pochylony nad leżącym na
stole kawałkiem papieru i kreślił jakieś znaki. Kiedy zbliżyli
się, zauważyli, że to jakaś mapa lub plan. Nie byli w stanie
sprecyzować.
- Mówcie - polecił, odwracając się w ich stronę.
- Misja nie powiodła się - zaczął Kakuzu, pewnie, pomimo
okoliczności.
Lider nie skomentował tego. Spojrzał tylko na niego
znacząco, by kontynuował.
- Nasz cel nie żył, kiedy się zjawiliśmy.
- Samobójstwo? - spytał rudowłosy, jakby od niechcenia. Oparł
się o krawędź stołu i wziął do ręki jedną ze swoich kartek.
- Nie. Gdy dotarliśmy na miejsce był już w kostnicy. Popytałem
ludzi, wszyscy mówią, że to morderstwo. Podobno miał odcięte
obie ręce. Nie sądzę, by sam to sobie zrobił - zauważył.
Hidan tylko przysłuchiwał się kiedy rozmawiali.
Jakoś nie czuł potrzeby wtrącania się. Czekał aż skończą,
miał nadzieję, że szybko.
- A znaleźliście to?
- Nie, musiał gdzieś ukryć. Na razie nic nie znajdziemy. W jego
pokoju nie było żadnych wskazówek.
Lider zamyślił się na moment. Był wyraźnie
niezadowolony. Położył papier ponownie na stole, po czym spojrzał
Kakuzu w oczy. Ten nie odwrócił wzroku.
- Kukuzu. Jest jeszcze coś - stwierdził rudowłosy po chwili.
- Jeszcze coś? - zainteresował się Hidan. Kakuzu o niczym
więcej mu nie opowiadał.
- Tak - potwierdził tamten, choć niepotrzebnie - jeden z
prowadzących śledztwo wyjawił mi coś, kiedy go przycisnąłem.
Podobno znaleźli przy nim jakąś wiadomość. Nikt z nich nie
domyśla się, co może znaczyć...
- Jak brzmi? - przerwał mu szef ożywiony.
- "Żółte wstęgi zawisną. Na żółtych wstęgach
zawisną. Niewierni." - zacytował, - Dokładnie tak.
- Na pewno?
- Jestem pewien - potwierdził Kakuzu.
- Co to znaczy, Liderze? - zapytał Hidan, który momentalnie
zaciekawił się całą sprawą.
- Nie wiem - odparł. - Jeszcze. - Ale się dowiem. - Dodał po
chwili.
- Trochę to bez sensu...To brzmi jak sowa jakiegoś szaleńca -
myślał na głos srebrnowłosy.
- Takiego jak ty? To bardzo w twoim stylu - dogryzł mu Kakuzu.
Już miał mu dogadać, ale przerwał mu Lider.
- Hidan, idziesz na następną misję. Sam. Kakuzu, możesz już
iść.
Ten od razu wyszedł, nie powiedziawszy nawet słowa.
- Kiedy? - zapytał, niezbyt inteligentnie siwy.
- Teraz - odparł krótko. - Masz tu instrukcje. To nic
skomplikowanego. Nie muszę ci nic tłumaczyć. Idź już.
- No dobrze - odrzekł Hidan.
Nie podobało mu się to. Nawet bardzo. Dopiero co
wrócił z jednej misji, a tu już następna. Nawet nie miał chwili
by odpocząć. Czuł, że to niesprawiedliwe, jeśli miał prawo o
czymkolwiek tak sądzić. Poza tym był zmęczony. Długie, nudne
czekanie jest naprawdę wyczerpujące. Może nawet bardziej od
długiej wędrówki.
"Cholera" zaklął w myślach, po czym
zerknął na kartkę. Zawierała wszystkie szczegóły dotyczące
jego nowej misji. Rzeczywiście, nie było to nic wymyślnego. Musiał
zabić człowieka, który do tej pory dostarczał im
informacji. Był on członkiem jakiejś większej grupy złodziei. To
nie stwarzało jednak żadnego problemu. Wprost przeciwnie, ułatwiało
sprawę. Z resztą, przecież poradziłby sobie nawet z czymś
większym.
- Jest dobrze, bo nie jest źle – zażartował. Idąc samotnie
zdarzało mu się mówić do siebie, czasem do Jashina. Nie uważał
tego za nic złego.
"Przynajmniej nie będę się musiał męczyć z Kakuzu"
uświadomił sobie Hidan, co od razu poprawiło mu humor.
Zatrzymał się w pierwszej lepszej
gospodzie. Stwierdził, że musi się wreszcie wyspać jak człowiek. Misja może poczekać. Należy mu się przecież jakaś wolna chwila.
- Jashinie, pora odpocząć jak człowiek – szepnął zadowolony
z perspektywy znalezienia się w łóżku.
*Koi sakana - ciemna ryba
Podoba mi się twój styl pisania i co więcej muszę stwierdzić, że masz bardzo oryginalną tematykę, przynajmniej ja nie trafiłam jeszcze nigdy na bloga, który byłby poświęcony Hidanowi. Między innymi własnie ty mnie bardzo zainteresowałaś. :3 Bardzo ciekawa jestem tej wiadomości, Hidan miał rację mówiąc, że brzmi jak słowa szaleńca. Czekam więc z niecierpliwością do następnego rozdziału, o którym mam nadzieję mnie powiadomisz? :) Życzę ci dużo weny i zapraszam do siebie: sasuke-i-erin.blog.pl
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;*
Jak zwykle czegoś zapomnę... -,-
UsuńDodaję z przyjemnością twojego bloga do linków. :3
Dziękuję bardzo :) Oczywiście, że Cię powiadomię!
UsuńCo do tematyki, jest, a przynajmniej kiedyś było, kilka blogów o Hidanie. Nie wiem, więc, czy można uznać ją za taką oryginalną, ale cieszę się, że tak uważasz.
:)
Jeśli jesteś zainteresowana to zapraszam na nowy rozdział:
Usuńsasuke-i-erin.blog.pl
Pozdrawiam serdecznie. :3