30.06.2013

Rozdział 2: Przygoda w składziku.


     Miał zamiar zamówić trochę sake, ale zmęczenie za bardzo dawało mu się we znaki. Zrezygnował więc i ospale skierował się do pokoju jaki dostał. Mały, z obdrapanymi ścianami, w którym znajdowało się jedynie łóżko, niewielki stolik oraz jedno krzesło, tak wyglądał pokój w którym miał zamiar odpocząć. Jednak nie robiła mu w tym momencie różnicy ilość luksusów lub ich brak. Chciał po prostu zasnąć.
     Gdy tylko wszedł, powiesił płaszcz na krześle stojącym pod oknem, a resztę swoich rzeczy położył pod ścianą. Następnie rzucił się bezwładnie na łóżko, po czym zasnął niemal natychmiast.
     Obudził się nagle. Czuł się jakby coś wyrwało go siłą ze snu. Nie był już zmęczony, jednak odkąd tylko otworzył oczy, miał wrażenie, że coś jest nie tak. Uczucie to wzmagało w nim złe przeczucia. Nie wiedział, co oznacza ten niepokój. Intuicja podpowiadała mu, że coś się wydarzy. Nie miał tylko pojęcia co to by mogło być i czy istnieją jakieś powody do obaw.
     Spojrzał za okno. Zza brudnej szyby wyłaniało się niebo, które powoli przechwytywała ciemność.
  - Czyli spałem dosyć długo - mruknął, przeciągając się. Kątem oka dostrzegł, że jego broń leży tam, gdzie ją położył. to go odrobinę uspokoiło.
  - Pora się zbierać - wyszeptał i już miał wstawać, kiedy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła. Automatycznie odwrócił głowę w stronę okna. Od razu spostrzegł, że było wybite.
    "Kamień? Jakieś dzieciaki nie mają co robić?" - To było pierwsze o czym pomyślał. Jednak już po chwili zmienił zdanie. Zobaczył dym o niebieskim zabarwieniu, wydobywający się z jakiegoś przedmiotu leżącego na podłodze. Nie przypominał on kamienia, zupełnie, pod żadnym względem. Dym rozprzestrzeniał się w zatrważającym tempie.
    - Cholera! - krzyknął.
     Zerwał się jak oparzony. Dym nie miał zapachu, przynajmniej żadnego nie wyczuwał. Ale nie znaczyło to, że nie mógł być niebezpieczny. Podbiegł do swojej kosy. Błyskawicznie chwycił ją i próbował wydostać się z pokoju. W dziwny sposób zaczynało mu szumieć w głowie. Wzrok przysłaniały mu jakieś niebieskie plamy. Szarpnął za klamkę raz, potem drugi. Drzwi były zamknięte. Chciał podnieść kosę i zniszczyć je. Przecież były tylko z drewna, w dodatku wyglądały na stare.
    "Niebieskie płatki? Kurwa" Przed oczami widział całe masy spadających z sufitu płatków kwiatów. Opadały delikatnie, powoli zapełniając całą podłogę.
     Nie czuł ręki. Nie wiedział, czy nadal trzyma broń, czy może ją upuścił. Coraz więcej płatków szybowało wesoło nad jego głową. Wyglądały jakby tańczyły w powietrzu. Wirowały ostrożnie wokół własnej osi, wykonując swoje subtelne piruety.
     Upadł, lecz nawet tego nie poczuł. Nie mógł się ruszyć, co również nie wywoływało na nim wrażenia. Leżąc na drewnianych deskach nie widział nawet tych drobnych niebieskich kształtów, które przyjemnie umilały mu przed chwilą obraz. Odpłyną w bezwzględną nieświadomość.
     Poczuł dotkliwe zimno, co sprawiło, że natychmiast otworzył powieki. Początkowo od razu je zamknął, bo światło za bardzo go raziło i było nie do zniesienia. Po chwili jednak mógł już bez problemu patrzeć przed siebie. Pierwszym co dostrzegł był mężczyzna, który przed chwilą wylał na niego wiadro lodowatej wody. Wiedział to, bo ten jeszcze trzymał je w ręku.
     Próbował poruszyć rękami. Nie udało mu się to. Był przywiązany sznurem do metalowych krat, o które się opierał. Dopiero teraz uświadomił sobie również, że cały czas siedział na podłodze.
    - Gdzie ja jestem? - powiedział chrypliwym, niewyraźnym głosem. Nie widział już niebieskich obrazów, ale czuł się trochę otępiały. Hałas w głowie również umilkł, z czego akurat się cieszył.
     Człowiek z wiadrem odszedł, znikając w drzwiach, nie odpowiedziawszy nawet słowem. Wyglądał dosyć zwyczajnie jak na porywacza. Hidan zastanawiał się, kim mógł być, bo na pewno nie shinobi. Co więcej, czego on mógł od niego chcieć.
     Znajdował się w jakimś dziwnym pokoju. Przed sobą widział wiele...wszystkiego. Tak najłatwiej było mu to określić. Pomieszczenie nie było małe, ale do ogromnych również nie należało. Naprzeciw niego znajdowały się duże, zamknięte skrzynie, więc nie mógł wiedzieć, co było w ich wnętrzu. Za to spokojnie potrafił stwierdzić, że na nich leżała cała masa worków z ryżem oraz mąką, która przy okazji wysypywała się z co poniektórych. Oprócz nich zauważył też wielkie dzbany z winem oraz małe skrzynki wypełnione butelkami, bale kolorowych materiałów oparte o ścianę, rozmaite narzędzia, naczynia, w tym talerze i garnki, pojedyncze książki, ubrania, wyglądające na całkiem kosztowne, a także wiklinowe kosze, w których znajdowały się liczne miecze, katany i łuki. Bronie te nie wydawały się Hidanowi zbyt wyszukane, co więcej, nie wyglądały nawet na solidne. Zastanawiało go to. Kto go mógł tu sprowadzić?
   "Przetrzymują mnie w jakimś schowku, jak porwaną dziewicę" zaśmiał się w myślach. Przez moment cała ta sytuacja wydała mu się niemal komiczna.
     Jego rozmyślania szybko zostały przerwane, bo po chwili do "schowka" wszedł poważnie wyglądający mężczyzna. Miał długie wąsy, które nadawały mu nieco ponure oblicze. Ubrany był w elegancki strój, ale Hidan dojrzał u jego boku dwa bliźniacze sztylety.
     Mężczyzna przysunął krzesło, które stało gdzieś w pobliżu. Usiadł dokładnie naprzeciw siwowłosego i popatrzył na niego z lekceważącym uśmiechem.

   - Akatsuki - zaczął po chwili - nie wiedziałem, że tak łatwo będzie złapać kogokolwiek z was. A tu proszę, taka niespodzianka!
    - Kim jesteś? I gdzie ja jestem?! - krzyczał.
    - Nie tak szybko. Powoli - uspokajał go gestem. - Mamy czas. Bardzo dużo czasu. I wygląda na to, że to ode mnie zależy, jak go wykorzystamy. Czyż to nie piękne?
   - Czego chcesz? - zapytał rzeczowo, spokojnym tonem. Postanowił, że musi wyciągnąć od niego jak najwięcej informacji, dopiero potem pomyśli o reszcie.
    - Zacznijmy od tego, że to ja tu będę zadawał pytania - w tej samej chwili wyciągnął jeden ze sztyletów przejechał palcem po jego ostrzu - a ty będziesz odpowiadał.
     Stróżka krwi spłynęła po jego palcu, co przyjął z niekrytą satysfakcją. Poza ta nie wywarła jednak na więźniu oczekiwanego wrażenia.
    - Chociaż...najpierw się przedstawię. W końcu nie co dzień mam takiego gościa - szydził. Jego głos od początku brzmiał udawaną wytwornością. - Nazywam się Junichiro Manabu. Jak widzisz, znajdujesz się w moim małym królestwie!
   - Ten składzik królestwem? A ty pewnie jesteś królem? - postanowił mu się odgryźć. - Już słyszę jak ludzie skandują: Wiwat królu pszenicy i mioteł! - mimowolnie zaśmiał się, choć tego nie akurat nie planował.
    Zobaczył jak twarz mężczyzny na jego oczach przybiera ciemnoczerwony kolor. Hidan zgadywał, że udało mu się go zdenerwować.
    - Ty parszywy kundlu! - wściekał się. - Ty...chamie! - mówiąc to rzucił się na swą ofiarę i przycisnął mu sztylet do gardła. Nie posunął się jednak dalej. Hidan patrząc mu w oczy dostrzegł, że tamten sam był zaskoczony tym co robi. Nie chcąc jednak stracić twarzy, odsunął się trochę i przejechał sztyletem po ramieniu Hidana, zostawiając tym samym głęboką ranę. Krew popłynęła z niej gdy tamten znowu usiadł na krześle.
     Milczał chwilę wpatrując się w więźnia. Był wyraźnie niezadowolony, gdyż Hidan nie dość, że nawet nie syknął, to na jego twarzy pojawił się uśmiech. To mu bardzo nie pasowało, jednak postanowił kontynuować przesłuchanie.
     - Ty lepiej nie podskakuj, bo następnym razem nie będę miał litości - zagroził. Z jego głosu wyparowała cała naciągana elegancja, odkrywając tym samym jego prymitywny charakter. - A teraz gadaj, jak się nazywasz?
     Siwowłosy od momentu nagłego ataku nie przestawał się drwiąco uśmiechać. Już zdał sobie sprawę z jakim typem osoby ma do czynienia. Wiedział, że nie ma się czego obawiać.
"Nie zna nawet mojego imienia? Trochę to dziwne..." stwierdził.
    - Hidan - odpowiedział posłusznie. Czekał na dalszy rozwój rozmowy.
    - Po co tu przybyłeś?
    - Chciałem się wyspać - ostatecznie, był w tym cień prawdy.
    - Nie pleć bzdur! Nie wierzę, że tylko po to tu jesteś! Nie jestem idiotą! Nie będziesz tu sobie ze mnie żartował!
    - Naprawdę? - rzucił pogardliwie, po czym zachichotał.
     Gniew Manabu znów wybuchnął z ogromną gwałtownością. Jego twarz znów przypominała kolorem dojrzałego pomidora, a usta zaciskały się jak mocne spinacze. Jak wściekły pies zerwał się z krzesła, które przewróciło się na bok. W zaciśniętej dłoni trzymał swój sztylet, którym ranił Hidana na oślep. Zadał mu wiele płytkich ran, lecz w końcu wbił broń w jego klatkę piersiową, cały czas mając zamknięte oczy. Otworzył je dopiero, gdy odskoczył od więźnia, dysząc ciężko. Sztylet tkwił nadal w ciele ofiary.
     Hidan był pod wrażeniem, jak łatwo można było zdenerwować tego człowieka oraz jak raptownie on reagował na jego słowa. Dziwił się temu, że raniąc go miał zamknięte oczy. Czy był aż takim tchórzem? Doszedł do wniosku, że to na pewno nie żaden morderca, co więcej, raczej miał słabe nerwy i nie potrafił nad sobą zapanować. Lecz to była bardzo dobra wiadomość dla jego zakładnika. Dlatego też postanowił ją wykorzystać w odpowiedni sposób.
     Mimo że był osobą odporną na ból, czuł doskonale jak ten promieniuje od zranionego miejsca i rozpływa się po całym ciele. Krew sączyła się powoli z nacięć. Nie dawał tego jednak po sobie poznać. Z resztą, takie lekkie zadrapania nic dla niego nie znaczyły.
    - Będziesz teraz gadał?!  
    - Może – odparł spokojnie, trochę zawadiacko.  
    - Widać było jak Manabu zaciska nerwowo pięści.  
    - Ilu ludzi macie w tej organizacji?  
    - Paru jest...
    - Nazwiska! - wrzeszczał. Wydawało się, że przez te nerwy był strasznie roztrzęsiony.  
     To pytanie zdziwiło go. Nie było wątpliwości, że ten mężczyzna nie należy do ANBU. Zdecydowanie nie nadawał by się na jednego z nich. Dlaczego więc chce wiedzieć o nich tyle? Chciał sprzedać informacje? A może był łowcą nagród? Tylko jak na łowcę całkiem kiepskim... Mimo to było kilka rzeczy, których nie rozumiał.  
    - Gdzie jest wasza siedziba? Kto jest waszym przywódcą? - Nie poddawał się tamten i z uporem maniaka zadawał wciąż nowe pytania odnośnie Akatsuki.
     Znudziło mu się już znoszenie jego krzyków. Nawet rozwścieczanie go przestało być wystarczająco zajmujące. Cała ta sytuacja zaczęła go bardzo denerwować. To wszystko trwało już stanowczo za długo. Uświadomił sobie, że dał się złapać przez skończonego idiotę. Jakiś kompletny amator związał go lichym sznurkiem i przetrzymywał w piwnicy, czy czym było to miejsce.  
    „Śmieszne, po prostu śmieszne”.
     Natychmiast podjął decyzję. Plan nasunął mu się już wcześniej. Wystarczyło tylko poczynić ostateczny krok.  
    - Co planujecie? Po co wam jinchuuriki? Co chcecie z nimi zrobić?
     Milczał, co jego oprawcę doprowadzało do totalnej furii. By pomnożyć ten efekt Hidan zaczął śmiać się zuchwale. Tamten wrzeszczał coraz głośniej, sypiąc wymyślnymi groźbami, których siwowłosy wiedział, że i tak nie odważy się wcielić w życie.  
    - Śmiecie tacy jak ty nie powinni istnieć – powiedział oscentacyjnie, po czym plunął mu bezczelnie w twarz, co przelało czarę goryczy.  
     Mężczyzna zareagował dokładnie tak, jak się tego spodziewał. Nie panując nad swoimi emocjami powtórnie posłużył się sztyletem. Rzucił się na niego ze spojrzeniem pełnym nienawiści. Tym razem jego oczy pozostawały otwarte, mógł więc widzieć jego zamroczony złością wzrok. To tylko utwierdzało go we wcześniejszych przekonaniach. Nie zmieniło to jednak faktu, że Manabu zachowywał się jak wściekły pies, który za wszelką cenę chciał rozszarpać swoją ofiar. Wymachiwał ostrzem nie zdając sobie sprawy z tego co robi. Był zupełnie zaślepiony szałem. Zadawał Hidanowi serię losowo padających ciosów, które tworzyły zarówno lekkie zadrapania, jak i znacznie głębsze rany. Tak też siwowłosy miał już sporą szramę na policzku oraz liczne rozcięcia na całym ciele, z których płynęły czerwone strużki.  
     W miarę tego, jak jego dręczyciel tracił nad sobą kontrolę, Hidan cieszył się coraz bardziej, co miało wyraz na jego twarzy, na której gościł tym większy uśmiech. Wszystko szło idealnie po jego myśli. Prawdę mówiąc, myślał, że jednak będą jakieś problemy, lecz nic na to nie wskazywało. Wprost przeciwnie. Nie minęło parę chwil, a Manabu nawet nie zauważył, kiedy to wiedziony szczytem swojej złości ciął na oślep, przypadkowo naciął dosyć znacznie sznur, którym związany był jego zakładnik.  
     Hidan tylko na to czekał. Jak już wcześniej trafnie stwierdził, Manabu nie był zawodowym mordercą, ale też na pewno nie należał do doświadczonych porywaczy. Sznur jakim go unieruchomił był stosunkowo słaby. Kiedy został nacięty w dosyć zaocznym stopniu, nie stanowił już żadnej przeszkody dla silnego mężczyzny. Dlaczego nie przykuł go łańcuchem albo chociaż jakąś mocniejszą liną? Czyżby był aż tak naiwny?
     Siwowłosy naprężył mięśnie jak tylko mógł najbardziej. Chwila wysiłku wystarczyła, by mizerny sznur ustąpił. Zaraz po tym osunął się na dół, a Hidan mógł uwolnić swoje dłonie, co też zrobił. Próbował szybko podnieść się, lecz nie udało mu się to. Zbyt długo znajdował się w niewygodnej pozycji na ziemi i czuł, że jego nogi są całe zdrętwiałe. Błyskawicznie jednak obmyślił jak temu zaradzić. Podciągnął się o kraty, które znajdowały się tuż za nim przez cały czas. Kiedy wykonywał tę czynność, syknął. Przez przypadek zawadził o wbity w jego pierś sztylet, który w ten sposób nieznacznie się przesunął.  
     Kiedy stał przez chwilę, by pozbyć się nieprzyjemnego odrętwienia, zauważył, że po drugiej stronie krat leży jego kosa. Nie mógł się jednak w tej chwili do niej dostać, bo kraty, które służyły mu obecnie za podporę, w rzeczywistości były czymś w rodzaju bramy, w dodatku zamkniętej na kłódkę. Nie było innego wyjścia jak znaleźć inny sposób.
     Spojrzał na Manabu. Tego widocznie opuściła już cała szaleńcza wściekłość, kiedy zorientował się, że jego więzień zdołał się uwolnić. Teraz stał kilka kroków przed nim, wpatrując się w niego oczami wielkości dwóch okrągłych spodków. Jego wcześniejsze emocje przerodziły się nagle w niesprecyzowany rodzaj przerażenia. Cały aż trząsł się ze strachu. I chyba jedynie to nie pozwalało mu na natychmiastową ucieczkę.
     Kiedy się jednak na to zdecydował, było już za późno. Hidan orientując się, że oprócz niego i mężczyzny może być jeszcze ktoś, o kim na razie nie ma pojęcia, nie wliczając tego, który w nieprzyjemny sposób obudził go wcześniej, postanowił zareagować. Jako że nie posiadał żadnej innej broni, wyciągnął ze swojej piersi kunai, wbity tam wcześniej przez swojego oprawcę. Nie obyło się bez wycieku sporej ilości krwi oraz ogromnego bólu, lecz zignorował go. Natychmiast znalazł się tuż przy nagle pobudzonym do ucieczki Manabu. Złapał go za ramię i zręcznie odwrócił w swoją stronę, tak, że mógł zobaczyć jego zatrwożoną twarz.  
     Zaśmiał się triumfalnie podnosząc swoją zdobycz do góry za kołnierz. Miał go zabić od razu, ale było coś, co nie dawało mu spokoju.
    - Wilk złapał swoją owieczkę – szydził. Sprawiało mu to prawdziwą przyjemność. - Teraz to ja zadaję pytania – zakomunikował. - Ilu was tu jest?
     Manabu powiedział coś niewyraźnie. Siwowłosy stracił już dawno całą cierpliwość. Bez ogródek uderzył go w twarz z całej siły. Tamten tylko syknął z bólu.  
    - Mów – rozkazał.
    - Coś koło d-dwudziestu o-osób – odpowiedział jąkając się.
    - Kim wy w ogóle jesteście? Co to za miejsce?
    - Z-złodziejami. To podziemia wioski...Nie zabijaj mnie! Proszę! - błagał. Z jego oczu lały się strumienie łez.
    - Czego ode mnie chcieliście?
    - Myśleliśmy, ż-że zarobimy n-n-na informacjach.
    - Tak sami z siebie? Czy ktoś wam to zlecił?
     Manabu zawahał się. Hidan dał mu więc do zrozumienia kolejnym mocnym uderzeniem, że to nie pora na takie rozterki.  
    - P-przyszedł człowiek...powiedział co mamy zrobić...że przyjdzie ktoś z Akatsuki. Że mamy go złapać i wypytać o wszystko. Że się nie będzie niczego s-s-spodziewał – głośno przełknął ślinę – i że da nam dużo pieniędzy...
    - Kim był ten człowiek? I co to był za dziwny gaz? - Hidan skrzywił się na myśl o niebieskim kolorze jaki wtedy zobaczył.
    - Nie wiem...
    Kolejne uderzenie, tym razem w brzuch. W ustach ofiary pojawiła się krew.  
    - T-ten g-gaz. On nam go dał! Powiedział, ż-że to do spara-sparaliżowania, że przez to uda nam się złapać...Ale nie wiem kim on był! Nie powiedział! Naprawdę!  
     Zamyślił się na moment.  
    - Przyszedł sam?
    - Tak!
    - Jak wyglądał?
    - Cały czas miał na głowie kaptur...i płaszcz miał ciemny, granatowy. Z dziwnym wzorem... Błagam, nie rób mi krzywdy!
     Hidan lekko przejechał ostrzem po jego policzku, po czym zlizał niewielka ilość krwi, która na nim została.  
    „Najwyższa pora rozpocząć rytuał. Jashin nie może dłużej czekać.” pomyślał.
    - Krzywdy? Nie, nie zrobię – śmiał się, rzucając go mocno na leżące pod ścianą skrzynie, by móc spokojnie nakreślić krąg.

***

Muszę przeprosić za to, że spóźniłam się z dodaniem rozdziału. Naprawdę, jest mi bardzo przykro. Nie miałam czasu, żęby go spraedzić, a nie chciałam wstawaić go bez tego. Mimo tego, założę się, że nadal jest tam masa błędów. No cóż, mam nadzieję, że komuś sposoba się bez względu na to :)

5 komentarzy:

  1. Dzięki za powiadomienie. Rozdział bardzo mi się podobał, również długość była zadowalająca. ;3
    Zdziwiłam się, że Hidan dał się tak łatwo złapać w zasadzie słabym ludziom, ale jednak wszystko się wyjaśniło. Tylko teraz pojawia się pytanie kim jest osoba, która chciała informacji o Akatsuki? Czuję, że będzie bardzo ciekawie. ;D Już się nie mogę doczekać.
    Uwielbiam teksty Hidana, momentami powalają na kolana, ale to co podobało mi sie chyba najbardziej to ostatni fragment rozdziału.
    "Krzywdy? Nie nie zrobię." - no cóż, jednak jego słowa mijają się z prawdą. ;D
    Błędów nie zauważyłam, być może dlatego, że się bardzo wciągnęłam, albo ich po prostu nie było. :3
    Czekam na następny rozdział i życzę ci dużo weny i czasu do pisania. Pozdrawiam. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miły komentarz :)
      To że dał się im złapać rzeczywiście było dziwne. Nawet on sam był tym zaskoczony ^^
      Co do tej osoby, mogę zdradzić, że na pewno jeszcze się pojawi, prawdopodobnie nawet całkiem szybko.
      Teksty Hidana staram się, żeby nie były aż tak drętwe, ale jakoś nigdy nie jestem z nich zadowolona ;p

      Usuń
  2. Pierwsze co powiem to masz ZAJEBISTY szablon. Bo inaczej nie mogę nazwać. Kto Ci go wykonywał?

    Rozdziały piszesz długie. Co bardzo mi się spodobało. Opowiadanie jest tak ciekawe, że dla mnie to rozdziały są krótkie, a czemu? Bo mnie tak wciągnęły. Ogólna historia jest ciekawa :) Jest to pierwsze opowiadanie jakie czytam z Hidanem :)

    Lubię Hidana i te jego teksty w ogóle jego całe zachowanie jest zabójcze :D W cale nie zdziwiłam się, że tak szybko złapali Hidana. On taki głupkowaty też momentami jest xD

    Jestem ciekawa dalszych losów! dodaje do linków bo jak mi się naprawdę podoba to już dodaję :) I czekam na następny :*


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szablon wykonałam sama :) Jak na razie skupiłam się tylko na ngałówku, resztę miałam dokończyć później. Z tym, że cąły czas to dopracowuję, więc jeszcze trochę zejdzie, nim cokolwiek zmienię :)

      Dziękuję :) Miło mi, że Ci się podoba. Mam nadziję, że kolejne rozdziały rówienież Cię nie zawiodą :)

      Usuń
    2. Nie ukrywam szablon masz piękny :)

      Usuń